[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Anito, lamie wyginęły ponad dwieście lat temu. Nikt już nie ma surowicy na ich jad.
Spojrzałam na niego.
- No to chyba nici z naszej randki.
- Nie, do cholery. Nie zamierzam siedzieć i patrzeć, jak umierasz. Nie pozwolę ci umrzeć.
Lykantropy sÄ… uodpornione na wszelkie trucizny.
- Chcesz zawiezć mnie do Stephena i nakłonić go, aby mnie ugryzł?
- CoÅ› w tym rodzaju.
- Po moim trupie.
W jego oczach coś zamigotało, coś czego nie zdołałam rozszyfrować, może to ból.
- Mówisz poważnie?
- Tak. - Ogarnęła mnie fala mdłości. - Chyba zaraz puszczę pawia.
Spróbowałam wstać i poczłapać do łazienki, ale przewróciłam się na biały dywan i
zwymiotowałam krwią. Czerwoną, jasną i świeżą. Miałam krwotok wewnętrzny.
Wykrwawiałam się na śmierć.
Poczułam na czole dotyk chłodnej dłoni Richarda. Drugą ręką objął mnie w pasie.
Rzygałam, dopóki nie poczułam się pusta i wyczerpana. Richard zaniósł mnie i położył
na tapczanie. Ujrzałam wąski świetlny tunel otoczony przez ciemność. Mrok pochłaniał
światło, a ja nie mogłam tego powstrzymać. Poczułam, że zaczynam odpływać. Nie
bolało. Nawet się nie bałam. Ostatnie, co usłyszałam, to głos Richarda:
- Nie pozwolę ci umrzeć.
To była przyjemna myśl.
214
42
Zaczął się sen. Siedziałam pośrodku ogromnego łoża z baldachimem. Aksamitne
zasłony były ciemnogranatowe, barwy nocnego nieba. Narzuta pod dłońmi wydawała się
nadzwyczaj miękka. Miałam na sobie długą, białą suknię z koronkami pod szyją i przy
rękawach. Nigdy nie miałam takiego ciucha. Ani ja, ani nikt w tym stuleciu.
Zciany pokryto niebiesko-złotą tapetą. W olbrzymim kominku radośnie buzował ogień,
rzucając tańczące cienie po całym pokoju. Jean-Claude stał w kącie, skąpany wśród
pomarańczowoczarnych cieni. Nosił tę samą koszulę, w której widziałam go ostatnio, tę z
przezroczystym przodem. Podszedł do mnie, cienie rzucane przez ogień z kominka
rozjaśniały jego włosy, twarz, migotały w zrenicach.
- Czemu w snach nigdy nie ubierzesz mnie w coÅ› zwyczajnego?
Zawahał się.
- Nie podoba ci siÄ™ suknia?
- Ani trochÄ™.
Uśmiechnął się półgębkiem.
- Zawsze mówisz prosto z mostu, ma petite.
- Przestań mnie tak nazywać, do cholery.
- Jak sobie życzysz, Anito.
Wypowiedział moje imię w taki sposób, że nie przypadło mi to do gustu.
- Co ty kombinujesz, Jenn-Claude? - Stanął przy łóżku i rozpiął pierwszy guzik przy
koszuli. - Co robisz?
Kolejny guzik, i jeszcze jeden, aż w końcu wyciągnął koszulę ze spodni i rzucił na
podłogę.
Jego tors był tylko nieznacznie ciemniejszy od mojej sukni. Sutki miał blade i twarde.
Zafascynowało mnie pasemko ciemnych włosów, które zaczynało się na jego brzuchu i
znikało pod spodniami. Wpełzł na łóżko.
Cofnęłam się, krzyżując ramiona na piersiach niczym bohaterka kiepskiego
wiktoriańskiego romansu.
- Nie tak łatwo mnie uwieść.
- Czuję na języku smak twego pożądania, Anito. Chciałabyś wiedzieć, jakie to uczucie,
gdy moja skóra dotknie twego nagiego ciała.
Wygramoliłam się z łóżka.
- Zostaw mnie w spokoju, do cholery. Mówię serio.
- To tylko sen. Czy nawet we śnie nie możesz pozwolić sobie na odrobinę pożądania?
- Gdy chodzi o ciebie, to nigdy nie jest tylko sen.
Nagle pojawił się tuż przede mną. Nie zauważyłam tego ruchu. Oplótł mnie ramionami i
nagle znalezliśmy się na podłodze przed kominkiem. Cienie płomieni tańczyły na nagiej
skórze jego ramion. Skórę miał delikatną, gładką, nieskazitelną, tak miękką, że
mogłabym dotykać jej w nieskończoność. Położył się na mnie, poczułam jego ciężar
wciskający mnie w podłogę. Czułam, jak jego ciało przywiera do mojego.
- Jeden pocałunek i pozwolę ci wstać.
215
Spojrzałam w jego oczy, granatowe jak nocne niebo, z odległości kilku centymetrów.
Odwróciłam głowę, aby nie kontemplować jego doskonałego oblicza. Na dłuższą metę to
było nie do zniesienia.
- Jeden pocałunek?
- Masz moje słowo - zapewnił szeptem.
Odwróciłam się do niego.
- Twoje słowo nie jest warte funta kłaków.
Nachylił się nade mną, nasze usta niemal się zetknęły.
- Jeden pocałunek.
Wargi miał miękkie, delikatne. Pocałował mnie w policzek, jego usta musnęły moją
żuchwę i dotknęły szyi. Poczułam na twarzy dotyk jego włosów. Ponieważ są kręcone,
sądziłam, że będą szorstkie i sztywne, ale były bardzo miękkie, wręcz jedwabiste.
- Jeden pocałunek - wyszeptał, wtulając usta w skórę mojej szyi, muskając językiem
puls.
- Przestań.
- Przecież chcesz tego.
- Przestań natychmiast!
Schwycił mnie za włosy i odchylił mi głowę do tyłu, odsłaniając szyję. Jego usta lekko się
rozchyliły, obnażając kły. Oczy były całkiem ciemne, pozbawione białek.
- Nie!
- Będę cię miał, ma petite, choćby nawet po to, aby ocalić ci życie. - Opuścił głowę,
uderzając jak wąż.
Obudziłam się. Wpatrywałam się w sufit, którego nie rozpoznawałam. Zwieszały się z
niego fantazyjnie upięte czarne i białe zasłony. Aóżko było przykryte czarną satyną i
zarzucone mnóstwem poduszek. Poduszki były czarne i białe. Miałam na sobie czarną
suknię na ramiączkach. Wydawała się być z prawdziwego jedwabiu i leżała na mnie jak
ulał.
Podłogę wyłożono grubym na parę centymetrów, mechatym dywanem. W kącie pokoju
stała czarna, lakierowana toaletka i komódka. Usiadłam i przejrzałam się w lustrze. Szyję
miałam gładką, nietkniętą, bez śladów ukąszeń. Sypialnia wydawała się być urządzona
wedle gustu Jean-Claude a.
Umierałam od trucizny. Jak się tu dostałam? Czy znajdowałam się pod Cyrkiem
Potępieńców, czy w jakimś zupełnie innym miejscu? Bolał mnie prawy nadgarstek.
Miałam na nim biały bandaż. Nie pamiętałam, abym w jaskini zrobiła coś sobie w rękę.
Przejrzałam się w lustrze przy toaletce. Moja skóra na tle czarnego negliżu była [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •