[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Frankfurtem nad Menem. Ojciec pogłaskał matkę po jej pięknych ciemnoblond włosach,
ucałował ją namiętnie, a potem jakiś usłużny żołdak podał mu niewielki pistolet. Matka szybko
zbiegła do zamku, tonąc we łzach. Nagle usłyszałam strzał. Zakryłam głowę swoim dziewczęcym
fartuszkiem. Byłam przerażona. Po chwili wyjrzałam na zewnątrz i zobaczyłam... Papa nie żył.
Popełnił samobójstwo, bo nie chciał odpowiadać za zbrodnie Fhrera. Podbiegłam do jego
martwego ciała i zaczęłam płakać. Uciekłam do zamku, do brata, który o niczym nie wiedział,
choć słyszał wystrzał. Oboje płakaliśmy, a matka tuliła nas bez słowa, błagając na wszystkie
świętości, aby wojenna przeszłość na zawsze pozostała naszą tajemnicą.
Nigdy nie zapomniałam widoku martwego oblicza ojca i jego zakrwawionej głowy. To
było straszne. Tamtego dnia przyrzekłam, że nie będę tolerowała zła. Nie chciałam popełniać
błędów ojca...
Thomas otarł dłońmi wilgotną od łez twarz. Wzruszył się szczerym wyznaniem Eleonory.
Wiedział już, że tamten dzień odcisnął na niej mocne piętno. Zastanawiał się, czy to właśnie
dlatego okazała mu tyle ciepła. Dlaczego jednak chciała, aby poznał tę historię? To wciąż
pozostawało zagadką.
Czytał, jak zaraz po samobójstwie Maxa von Albertstein, pod osłoną nocy pochowano
jego martwe ciało nieopodal zamku, w pobliżu tych ulubionych przez matkę hrabiny
rododendronów. Potem z zapisków dowiedział się, że następnego dnia szybko wyjechali,
zostawiając majątek i ludzi na pastwę losu. Matka Eleonory obawiała się zemsty Rosjan. Wolała
czym prędzej przedostać się do wuja i osiąść w zamku pod Frankfurtem, gdzie po wielu
spokojnych latach zmarła. Eleonora i jej brat świadczyli dobro, wynagradzając światu zło,
którego dokonał ich ojciec. Hrabina opisała też dokładnie średniowieczną legendę i wspomniała
o klątwie, której wypełnienia spodziewała się niebawem.
Thomas przestał czytać. Wstał od biurka i zaczął krążyć po bibliotece. Rozmyślał nad
tym, co przeżył w tym zamku i co powinien teraz sądzić o zmarłej przyjaciółce, jej rodzinie
i przeszłości. Zaczynał rozumieć inklinacje Angeli do syna byłego nazisty. Widocznie znała tę
opowieść i chciała jakoś to wykorzystać. Jednak to były tylko poszlaki, nic nieznaczące domysły.
Do lektury pamiętnika hrabiny wrócił po piętnastu minutach. Musiał ochłonąć po tej
porządnej dawce rodzinnej historii. Znów wygodnie rozłożył się w fotelu i zaczął wertować
zeszyt. Nagle gdzieś między kartkami mignęło nazwisko jego ojca  Ernesta Michela. Odszukał
odpowiedni fragment i pochylił się nad nim ze zdwojoną uwagą.
Kiedy w 1973 roku mogliśmy w końcu odwiedzić nasze rodzinne strony, zamieszkałam
u przyjaciółki w Grlitz, na kilka miesięcy wynajmując u niej pokój. Piękne nadgraniczne miasto
zrobiło na mnie duże wrażenie. Pojechałyśmy do miejscowości, w której znajdował się nasz
zamek, i zastałyśmy wszystko zadbane, co nas ucieszyło. Zostawiłyśmy mieszkającym w zamku
Polakom kilka marek, żeby choć trochę wynagrodzić im ich troskę o nasz dawny majątek. Nie
było ze mną Alfreda, który tkwił we Frankfurcie pochłonięty swoimi sprawami. Po powrocie do
Grlitz, następnego dnia wybrałyśmy się na spacer po mieście. Weszłyśmy do jednego
z kościołów. Urzekła mnie bajeczna muzyka organowa, która cudownie odbijała się od gotyckich
sklepień katedry. Wychodząc, wpadłam na organistę, któremu narobiłam kłopotu, rozsypując
wszystkie nuty. Nazywał się Ernest Michel. Chciałam mu to zrekompensować, więc umówiliśmy
się na kawę, a potem jeszcze raz, i w końcu zakochaliśmy się w sobie. Pomimo nalegań brata
i matki chciałam pozostać tam z Ernestem. Pod koniec wakacji doszło do czegoś, co zmieniło całe
moje i Ernesta życie. Dziewięć miesięcy pózniej na świat przyszedł piękny chłopczyk, któremu
daliśmy na imię Thomas Maximilian. Pokochałam go i kocham wciąż...
Thomasa zatkało, kiedy przeczytał te słowa. Nie mógł uwierzyć, że Eleonora i jej ojciec
byli razem. Teraz rozumiał, dlaczego on się rozpił, a ona go odnalazła i pomagała mu aż do
końca. Wszystko zaczęło się układać w jedną spójną całość. Jego studia stanowiły wymówkę.
Hrabina po prostu chciała mieć go blisko siebie.
Tak, pomyślał. Przecież to ja mam na imię Thomas Maximilian. A Ernest to mój ojciec.
Data urodzin dziecka też się zgadza. Cholera... Czułem, że jest między nami coś więcej niż
przyjazń...
Podczas wertowania zeszytu wypadła na podłogę kartka  jego prawdziwy akt urodzenia: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl