[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że nie ogrzewało powietrza. Zadrżała i naciągnęła na nos i usta wełniany szal.
Zmarznięta ziemia zachrzęściła pod ciężkimi krokami. To Ebediah człapał w stronę
kuchni, niosąc wiadro z ciepłym jeszcze mlekiem. Miał na sobie grubą zimową kurtkę
ojca, lecz wyglądał, jakby wciąż mu było
146
zimno. Susannah zanotowała w myśli, że musi powiedzieć matce, by ktoś młodszy zajął
się dojeniem krowy w taki mróz. Ebediah był na to za stary i za słaby.
W głębi duszy pragnęła, żeby matka wyzwoliła wszystkich niewolników. Ona jednak
uważała, że w obecnej sytuacji, kiedy trwa wojna, nie będą mieli dokąd pójść i co jeść.
A czy one są w lepszej sytuacji? Dziś rano znalazła tylko dwa jajka. Nie było czym karmić
kur, więc przestały się nieść. Całe szczęście, że zostało im jeszcze kilka kurczaków.
Ruszyła w stronę domu i nagle do jej uszu dobiegł odległy tętent kopyt. Spojrzała na
drogę biegnącą za leżącym odłogiem polem i serce zabiło jej na widok grupy jezdzców.
Jednak żaden z nich nie jechał na łaciatym koniu. Poczuła niepokój.
- Jacyś ludzie tu j adą! - krzyknęła do Ebediaha. - Lepiej wylej mleko na ziemię, bo kiedy
dowiedzą się, że mamy krowę, zaczną jej szukać.
Natychmiast zrobił, co powiedziała, a Susannah pobiegła do domu. Lecz Eliza też już
dostrzegła jezdzców z okna jadalni. Czekała na córkę przy schodach.
- Są na podjezdzie. Prędko. Nie mamy dużo czasu. - Wbiegła po schodach do sypialni. -
W dolnej szufladzie komody znajdziesz starÄ… halkÄ™. Wyjmij jÄ….
- Po co ci ona? - zapytała Susannah, klękaj ąc przed bielizniarką. Halka okazała się
dziwnie ciężka. - Musiałaś wszyć w nią mnóstwo ołowiu.
- To nie ołów, kochanie. - Eliza przytrzymała się ramienia córki, wkładając halkę przez
nogi. - To czterysta dolarów w złocie. Wyjęłam je z sejfu ojca i zaszyłam w nią na wszelki
wypadek. Zawiąż ją mocno, bo inaczej spadnie.
- Złote dolary? - Susannah ścisnęła tasiemki, uśmiechając się z podziwem.
- Zostawiłam kilka monet w sejfie, żeby mogli coś znalezć. - Eliza wygładziła suknię. - A
teraz módlmy się, by nasi goście nie należeli do tych, którzy znęcają się nad kobietami.
W tym momencie posłyszały parskanie koni pod drzwiami domu.
- Już są. - Susannah spojrzała na matkę.
Eliza uśmiechnęła się nerwowo i skrzyżowała ręce przed sobą.
- Chodzmy ich powitać.
112
Kiedy dotarły do schodów, drzwi otworzyły się jednym szarpnięciem i do domu wpadło
tuzin nędznie odzianych mężczyzn z rewolwerami i karabinami w dłoniach. Eliza
zamarła, przypominając sobie ów dzień przed laty w Gordon Glen i wkraczających
żołnierzy Unii.
- Co to ma znaczyć? - zapytała ostro Susannah.
147
Eliza oprzytomniała i pospieszyła córce z pomocą.
- Jak śmiecie wpadać tak do mojego domu? - Zatrzymali się i zwrócili ku nim nieogolone
twarze. - Nie widzieliście kołatki na drzwiach? Jest tam po to, by jej używać.
- Naprawdę? - rzucił zuchwale jeden z nich. - A może nie byliśmy pewni, że nam
otworzycie.
- Kim jesteście? - Susannah powiodła wzrokiem po pstrokatej bandzie. Jeden z jej
członków miał na sobie niebieską kurtkę unionisty, inny zaś czapkę konfederacką. - Jaki
to pułk?
- Jaki pułk? - powtórzył jeden z nich i parsknął rubasznym śmiechem. - Można
powiedzieć, że nasz własny.
- Czy to pan dowodzi tą hałastrą? - Eliza zeszła na dół po schodach, a tuż za nią
Susannah.
- Na to wyglÄ…da.
- W takim razie proszę mi wyjaśnić, czego tu chcecie. Jeśli jedzenia, chętnie się z wami
podzielę tym, co mi zostało w spiżarni. Nikt nigdy nie wyszedł z Oak Hill głodny.
- Miło mi to słyszeć. - Wyszczerzył zęby w bezczelnym uśmiechu. -Lubię szczodre
kobitki. W takim razie dajcie nam klucze od spiżarni, a my już się sami obsłużymy.
Zrobli dokładnie to, co powiedział. Susannah i Eliza patrzyły bezradnie, jak rozchodzą się
po domu, zabierając wszystko, co miało jakąś wartość, opróżniając kufry i szuflady,
odrywajÄ…c tasiemki od kapeluszy i sukni, niczego nie pomijajÄ…c.
Wieczorem tego dnia Susannah i Eliza przybyły do Grand View z resztkami dobytku,
które udało im się uratować, na furmance ciągniętej przez starego muła. Z tyłu szli
niewolnicy, prowadzÄ…c krowÄ™.
Kiedy Tempie wyszła im na spotkanie, Susannah spojrzała na nią z pozornym spokojem.
- Zabrali wszystko - powiedziała, patrząc z troską na matkę. - Zapasy, koce, kołdry,
pościel, przybory do szycia, guziki, nici, szpilki, igły... Nie wiem już, ile jeszcze innych
rzeczy.
- Och, Elizo. - Tempie ścisnęła jej rękę ze współczuciem. Eliza westchnęła ciężko i
spuściła głowę.
- Kiedy odjeżdżałyśmy, Oak Hill stało w płomieniach.
- Nie - wyszeptała Tempie i spojrzała na Susannah.
- To prawda. Podpalili stodoły, wszystko. Cały czas się śmiali.
- Chodz, trzeba zabrać mamę do domu.
Pomogły Elizie zejść z furmanki i wprowadziły do środka.
148
Cabin Creek, Terytorium Indiańskie
113
1 lipca 1863
ot spływał po twarzy, zalewając oczy. Lije otarł go wierzchem dłoni, nie spuszczając
wzroku z wąskiej drogi odchodzącej od rzeki. Porastające brzegi gęste lasy dawały
ochronę przed palącym słońcem. Powietrze pachniało wilgotną ziemią i drewnem. Lije
czekał na przyjazd pociągu z zaopatrzeniem dla Unii zdążającego do Fortu Gibson, który
siły federalne zajęły ponownie w kwietniu. Lecz szum wartko płynącej rzeki, wezbranej
po deszczach, zagłuszał wszelkie sygnały.
Na horyzoncie pojawił się gęsty brązowawy dym, znaczący drogę wagonów,
rozciągniętych na jakieś dwie mile. Ochraniał je pułk piechoty, oddział artylerii i pułk
kawalerii strzegący boków, czoła i tyłu pociągu.
Byli przygotowani na przyjazd pociÄ…gu. Za plecami Lijego, po drugiej stronie rzeki,
czekało w pogotowiu tysiąc sześciuset konfederatów.
W każdej chwili oczekiwali na pojawienie się oddziału zwiadowców z zadaniem
sprawdzenia brodu na rzece.
Obrzucił szybkim spojrzeniem ludzi rozlokowanych wzdłuż brzegu. Nieruchome, napięte [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •