[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znajomych i współpracowników, bo w ogóle nie potrafię sobie przypomnieć, co
kto mówił. To były napomykania, drobne uwagi, głupie dowcipy. . . Nie traktowa-
łam tego poważnie i raczej starałam się wyrzucać z pamięci.
Bieżan doznał nagle silnego wrażenia, że kręci się w kółko, jak pies za wła-
snym ogonem. Aże mu ta baba artystycznie i umiejętnie, nic dziwnego, sama nie
tak dawno przesłuchiwała rozmaitych świadków i podejrzanych, trafił fachowiec
na fachowca. A skoro łże, ma w tym swój interes. Umniejsza wagę owej nagonki
na siebie nie bez powodu, jeśli nie w niej leży motyw zbrodni, to on sam jest pri-
madonną w operze. Jak się przebić przez ten elegancki mur, którym się otoczyła?
 Wobec tego poproszę panią o tyle znajomych nazwisk, ile pani zdoła so-
bie przypomnieć  rzekł stanowczo.  Nawet gdyby to miało być pół miasta.
Im więcej zresztą, tym lepiej, musimy dotrzeć do otoczenia denatki, a okazuje
się to zdumiewająco trudne. Opinie rozmaitych barmanów, kelnerów, pijaczków
i rozwścieczonych sąsiadów są powierzchowne, wiedzą, że była awanturnicą i do-
starczała nietypowej rozrywki pod pani imieniem i nazwiskiem. I tyle. Ktoś może
wiedzieć więcej i niestety, trzeba go wydłubać z całego tłumu.
 Osobiście stawiałabym raczej na konkubenta, który powinien wiedzieć
jeszcze więcej  odparła Borkowska chłodno, ale podniosła się i z szuflady biur-
ka wyciągnęła duży notes.  Proszę, tu mam wszystkich. Może ja to po prostu
panu pożyczę, a pan sobie skseruje, z tym że proszę o zwrot jeszcze dzisiaj, bo
bez tego notesu jestem jak bez ręki. Nie uczę się na pamięć numerów telefonów.
Bieżanowi propozycja się spodobała, ponieważ zwrot notesu zapewniał mu
kolejną rozmowę z podejrzanym świadkiem. Nie wdając się w dalszą słowną prze-
pychankę, uzgodnił wizytę wieczorem i czym prędzej wrócił do komendy.
Tuż po nim wrócił także Robert Górski, promieniejący znacznie większymi
osiągnięciami.
 To jest taki dziwoląg, o jakim w życiu nie słyszałem  oznajmił wręcz
entuzjastycznie.  Czyste wariactwo, jak Boga kocham! MogÄ™ od razu. . . ?
Bieżan oddał już notes na ksero i niecierpliwie oczekiwał interesującej lektury,
relacja Roberta zatem spadła mu jak z nieba.
 Mów!  rozkazał krótko i chciwie.
 No, więc  zaczął Robert i od razu przypomniał sobie, że w szkole wzbra-
niano takiego początku zdania, żadnego  więc , ale machnął ręką na szkołę i kon-
tynuował:  ta Agata Młyniak już zdrowa jak koń, ale od czasu do czasu pró-
bowała symulować nerwicę. Z reguły w momentach, kiedy wyrwało się jej coś
103
niestosownego, dzięki czemu pi razy oko dawało się odgadnąć, kiedy przypad-
kiem mówi prawdę.
 Powtórz i łgarstwa  zażądał Bieżan.
 Jasne. W ogóle mam nagrane. . .
 Podstępnie?
 Skąd, jawnie. Wcale się nie kryłem z włączaniem, żeby potem nie było ga-
dania, nie protestowała, kichała na to. Otóż jej nie było, przez dwa lata siedziała
w Kanadzie, a w tym czasie ta nagonka na Borkowską ruszyła, więc pierwszej
fazy z detalami nie zna. Jak wróciła, rozróba była już w pełnym rozkwicie. Bor-
kowska była wściekła i zdenerwowana, jej rozwód już był w toku, z prokuratu-
ry wyleciała, ale trzymała się twardo, od razu weszła w dziennikarstwo. Bystra
dziewczyna, pisać umie, a temat zna i nawet więcej zarabia. Te tam różne skanda-
liczne wyskoki miała w nosie, wcale jej nie obchodziły, pojęcia nie miała, komu
to i do czego potrzebne i w ogóle przestała się tym zajmować całkiem. To te łgar-
stwa ogólnie, szczegóły są na kasecie. Razem, była wściekła i nie obchodziło jej,
cha, cha.
 A te kawałki prawdy. . . ?
 Też są. Ale zaraz. Jeszcze denatka. W życiu jej na oczy nie widziała i nic
kompletnie o niej nie wie, od Borkowskiej słyszała, że ktoś ją udaje. Nawet nie
wie, czy to ta zabita. Owszem, przypuszcza, że tak, skoro w pierwszej chwili rąb-
nęli ją informacją, że trupem padła Barbara, skąd im. . . to znaczy nam. . . taka
głupota się wzięła, widocznie musiały istnieć przesłanki. Znajomych ma, oczywi-
ście, rozmawiała z nimi, nie jest niemową, oni też nie, plotkowali skąpo, w do-
datku wcale nie o tej zamordowanej ofierze, tylko o romansowych perypetiach
Borkowskiego, no i w tym właśnie momencie zaczęła zipać i piguły wpieprzać.
Znaczy, wyrwało się jej. . .
Bieżan zainteresował się gwałtownie.
 Czekaj no. . . Co, do cholery, mogą mieć z tym wspólnego romanse Bor-
kowskiego? Sypiał z denatką?
 SkÄ…d, nie ten poziom! On siÄ™ z kurwami nie zadaje. Ale musi w tym coÅ›
być, skoro baba jak róży kwiat nagle mi za lilię złamaną robi. . .
 Co ty tak botanicznie. . . ?
 A, nie wiem, jakoś mi się skojarzyło. Zresztą, zaraz jej to złamanie prze-
szło. Uparłem się, kto? Te plotki o romansach, skoro ona już coś w ogóle mówi,
niech mówi porządnie. Pamięć straciła, amnezja całkowita, przypadkowy znajo-
my, gówno prawda, wypchnął jej się na usta w końcu jakiś Jureczek. Przyjaciel
brata. To nie jest żadna kretynka, tylko w łgarstwach niewprawna, zrozumiała,
że od brata mogę się o Jureczku dowiedzieć, wolała przypomnieć sobie samo-
dzielnie, chociaż jakąś truciznę z czarnej flachy zażyła i znów trochę poziajała.
Jerzy Kapilski, adresu nie zna, w tym miejscu okazała wyrazną satysfakcję, więc
chyba rzeczywiście nie zna, na ulicy go przypadkiem spotkała po całych latach.
104
Gdzie pracuje, nie może sobie nijak przypomnieć i w powietrzu wręcz warczało,
co myśli.
 I co myślała?
 %7łe jesteśmy leniwi albo niedorozwinięci i brata o to nie spytamy.
 Brat siÄ™ jak nazywa?
 Tak samo, Młyniak, ona niezamężna. Kazimierz Młyniak, Złota sześćdzie-
siąt pięć, mieszkania dwadzieścia osiem. Zdążyłem sprawdzić zupełnie zwyczaj-
nie, przez telefon. O Kapilskiego nie pytałem, bo i tak go nie było w domu, tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •