[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i wstał.
- Traktuję to poważnie i rozumiem, że się martwisz. Jeśli chcesz, żebym z nią
porozmawiał, zrobię to.
Jacobowi wyraznie ulżyło.
- Ja bym to na pewno schrzanił.
- Mnie też to się może przydarzyć.
- Po prostu nie chcę patrzeć na to, jak ona robi sobie nadzieję. A potem facet
zniknie, a ona będzie cierpieć.
64
S
R
Wszyscy możemy się jedynie rozejść, pomyślał Christopher, a jeśli tego nie
zrobimy, wcale nie znaczy, że będziemy w lepszym położeniu. I w tym sęk
Rozdział 7
Carter zawsze wstawał wcześnie. W domu nie było z tym problemu, zamawiał
śniadanie, gazetę, włączał komputer i siadał do pracy. Ale tu na statku nie wiedział,
co ze sobą zrobić. Miał wprawdzie laptopa i Black Berry, ale nie chciał ich włączać
od rana, co wydało mu się niezwykłe, niewytłumaczalne i lekko niepokojące.
Dlatego też o wschodzie słońca postanowił wyjść na najwyżej położony pokład. Być
może spacer w chłodnym porannym powietrzu nie rozwieje niepokoju, który nim
zawładnął, ale przynajmniej dotleni sobie umysł i serce.
Gdy wszedł na górę, ujrzał znajomą postać stojącą przy balustradzie.
- Molly? - podszedł bliżej i uśmiechnął się.
Drgnęła lekko, ale nie odwróciła się od razu. Dopiero po chwili spojrzała na
niego zaczerwienionymi oczami. Zauważył, że coś jest nie tak.
- Co siÄ™ dzieje?
- Nic - odparła szybko.
- Jak to nic? Powiedz, Molly, proszę, stało się coś? Spróbuję ci pomóc, jak
tylko będę mógł.
- Och, Carter, nie możesz nic zrobić...
- Będę wiedział, jak powiesz, co się dzieje.
Molly odwróciła się, by raz jeszcze popatrzeć na horyzont, gdzie słońce
wynurza się zza gór.
- Jest dopiero czwarta trzydzieści, czy to nie niezwykłe, że wstaje już słońce?
- Molly, proszÄ™...
- Mam chwilę słabości, dziś przypada pewna rocznica... - powiedziała i
mocniej zacisnęła palce na balustradzie. - Dziesięć lat temu straciłam męża.
65
S
R
Carter milczał. Nie wiedział, co można powiedzieć w takiej chwili. Wszystko
wydawało mu się zbyt banalne. Pozwolił więc, by kołysała ich otaczająca cisza.
Potem lekko uścisnął jej dłoń.
- Tak mi przykro - wydusił w końcu. - Ze wszystkich ludzi, których dotąd
poznałem, ty najbardziej zasługujesz na szczęście.
- Jestem szczęśliwa, tylko chodzi o to, że czasami... - przełknęła łzy - tęsknię
za nim.
- Wiem - powiedział cicho Carter - dobrze to rozumiem, bo minęło piętnaście
lat, odkąd zginęła matka Larkin, a wciąż jeszcze czasem mam wrażenie, że
wystarczy wejść do pokoju obok, żeby z nią porozmawiać.
- To dziwne, jak nagle to powraca - szepnęła Molly. - Czasem mija wiele
miesięcy i myślisz, że masz to już za sobą, a potem nagle masz wrażenie, jakby to
wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj. - Wytarła chusteczką oczy. - Wybacz, że
mnie taką widzisz, ale musiałam to z siebie wyrzucić. Chłopcy zabrali mnie na ten
rejs, żeby odwrócić moją uwagę od tej rocznicy. Nie chciałabym, żeby mieli
poczucie klęski.
Carter uśmiechnął się. To była cała Molly, zawsze się troszczyła o innych.
- Potrafię dochować tajemnicy.
Jakby się umówili, oboje jednocześnie odsunęli się od balustrady i ruszyli
przed siebie. Wyglądała uroczo w promieniach wschodzącego słońca.
- Dlaczego nie wyszłaś ponownie za mąż? - zapytał. - Kobieta taka jak ty...
- Miałam dzieci, farmę, nie było czasu o tym myśleć.
- Ale czy to ci wystarcza?
- Jestem zadowolona, kocham swojÄ… rodzinÄ™.
- To nie jest odpowiedz.
- Nie jestem pewna, czy mam odpowiedz na to pytanie. Często tęsknię za
mężem, czasem nawet rozmawiam z nim. - Uśmiechnęła się niepewnie. - To jedna z
66
S
R
zalet życia w samotności. Możesz rozmawiać z kimś, kogo nie ma, i nikt nie posyła
ciÄ™ z tego powodu do psychiatry.
Carter zatrzymał się przy balustradzie i spojrzał w dół na spienioną wodę.
- Ja też czasem rozmawiałem z Beth, szczególnie o Larkin. Nigdy nie
zapomnę, jak obudziłem się spanikowany następnego dnia po jej odejściu, z myślą,
że mam śliczną małą córeczkę i żadnego pomysłu na to, jak ją wychować bez jej
pomocy.
- Ale udało ci się to doskonale - Molly uśmiechnęła się.
- Dzięki tobie zmieniła się z dziewczynki w uroczą młodą kobietę.
- Raczej pomimo mnie - poprawił ją Carter. - Zachowałem się jak dupek. Nie
dawałem sobie rady, kiedy byłem sam. Chciałem odzyskać poczucie stabilności i
ożeniłem się z pierwszą kobietą, w której towarzystwie czułem się dobrze. Ależ
byłem durniem... Chciałem matki dla Larkin, chciałem żony... i myślałem, że to da
się zrobić. Ale to okazało się znacznie trudniejsze... - Wbił wzrok w wodę. - To, co
było między mną i Beth było czymś wyjątkowym, wiedzieliśmy o tym od pierwszej
chwili, byliśmy...
- Wiem, wiem - przerwała mu Molly. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •