[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Skąd wiesz, że jestem  słynnym detektywem od odzyskiwania zabytków ?
Joanna zmieszała się.
 Mówił mi o tym Jacek, a może Zosia...
 Ciekawe, kiedy to ona z nimi rozmawiała?  pomyślałem. Udałem jednak, że
uwierzyłem jej słowom:
 Byłem wtedy tylko skromnym pracownikiem jednego z naszych muzeów
prowincjonalnych. Ale żyłkę detektywistyczną miałem chyba od bardzo dawna. Dlatego
zwróciłem się do Ministerstwa Kultury i Sztuki z propozycją, że zajmę się poszukiwaniem
insygniów i korony Stanisława Augusta Poniatowskiego. Otrzymałem krótką odpowiedz,
którą zachowałem do dziś:  Nas ta sprawa nie interesuje . Polscy historycy uważali króla
Stasia za zdrajcę i nie pasjonowała ich jego osoba. Mimo to zacząłem prowadzić sprawę na
własną rękę. Ustaliłem, że wiosną 1938 roku konsul Rzeczypospolitej, Grzybowski, został
oficjalnie powiadomiony przez władze radzieckie, że kościół Zw. Katarzyny w Leningradzie,
gdzie przez sto czterdzieści lat spoczywały zwłoki króla Stasia, został zakwalifikowany do
rozbiórki... Dlatego władze radzieckie uważały za stosowne przekazać trumnę króla Stasia
Polakom. W dniu 15 lipca 1938 roku do stacji granicznej Stołpce przybył przyczepiony do
zwykłego pociągu towarowego jeden zaplombowany wagon... Odstawiono go na boczny tor,
gdzie stał dość długo jako nikomu niepotrzebny. Wreszcie celnicy zdecydowali się zerwać
plomby i zobaczyli trumnę króla Stasia. Otwarto wieko i znaleziono w niej nie tylko szczątki
króla, ale i jego złotą koronę, berło i resztki purpurowego płaszcza. Po długich i tajnych
debatach władze II Rzeczypospolitej ustaliły, że król Staś nie może leżeć na Wawelu, bo był
 zdrajcą . W dwa dni pózniej, nie wiadomo z czyjego polecenia, trumnę ze szczątkami króla
przewieziono do miejsca jego urodzenia, do kościoła w Wołczynie, maleńkiej miejscowości
leżącej w pobliżu Bugu, niezbyt daleko od Brześcia. Uczyniono to w wielkiej tajemnicy,
nocą, jak się to mówi  przy drzwiach zamkniętych , nie dopuszczając dziennikarzy czy
ciekawskich. Polska Agencja Telegraficzna ograniczyła się 29 lipca 1938 roku do krótkiej
wzmianki o przekazaniu zwłok króla Stasia do Polski. Zwłoki króla, korona, berło i resztki
purpurowego płaszcza znajdowały się już w krypcie kościoła w Wołczynie.
 Chyba król Staś nie zasłużył jednak na takie potraktowanie...
 Gdy zwróciłem się do Ministerstwa Kultury i Sztuki, była jeszcze szansa na
odnalezienie krypty i szczątków króla. Niestety, ów kościół zamieniono wkrótce na magazyn
miejscowego kołchozu, a przedtem dokładnie obrabowano.
 I co było dalej?
 Władze III Rzeczypospolitej postanowiły wskrzesić obchody trzeciomajowe, czyli
rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja 1791 roku. Król Staś brał czynny udział w tych
pracach. Zaczęto więc przypominać to i podnosić jego wielkie zasługi dla kultury polskiej.
Następnie zdecydowano przenieść trumnę króla Stasia na Wawel albo w jakieś inne godne
miejsce. Zaproponowałem swoje usługi w odnalezieniu trumny królewskiej. Nie zgodzono się
na to i znowu kilku panów w wielkiej tajemnicy wyruszyło do Wołczyna, gdzie zobaczyli
obrabowany kościół z pustymi kryptami. Odkryli jakieś szczątki, rzekomo królewskie, ale
oczywiście nie natrafili na ślad korony czy berła. W triumfie przywiezli owe rzekome resztki
króla do Polski, a ja po ich obejrzeniu stwierdziłem, że z osobą króla Stasia nie miały one nic
wspólnego.
Urwałem. Powoli zapadał zmrok, była więc najwyższa pora, żeby Zosia i Jacek wraz z
dziurawym młodzieńcem zaczęli myśleć o powrocie do hotelu. Dlatego po zjedzeniu kolacji z
Joanną pilnie patrzyłem na drzwi dyskoteki znajdującej się po drugiej stronie ulicy.
I wreszcie zobaczyłem Zosię. Opuszczała dyskotekę z jakimś młodym, eleganckim
mężczyzną. Zajechał szary mercedes i obydwoje wsiedli do niego.
 Gdzie jest Jacek? Gdzie jest dziurawy młodzieniec? Dokąd odjeżdża Zosia? 
przemknęło mi przez głowę.
Rzuciłem na stół zwitek pieniędzy za kolację i rozkazałem Joannie:
 Masz samochód przed restauracją. Jedziemy w ślad za tym mercedesem, który właśnie
odjeżdża sprzed dyskoteki!
Ruszyliśmy, nie spuszczając z oka mercedesa.
ROZDZIAA ÓSMY
POZCIG ZA MERCEDESEM " W POLICYJNEJ PUAAPCE " PODEJRZENIA
I PRZESAUCHANIA " AATWOWIERNOZ ZOSI " ODZYWA SI
WALDEMAR BATURA " A WIC CHODZI TYLKO O OKUP! "
WYBAWIENIE Z OPRESJI " NIEOFICJALNE BAOGOSAAWIECSTWO
MARCZAKA
 Nie bardzo pojmuję, czemu się tak niepokoisz o tę swoją Zosię  powiedziała Joanna. 
To przecież już duża dziewczyna! Może tylko dla zabawy chce przejechać się mercedesem?
Niektórzy chłopcy lubią dziewczynom zaimponować samochodami, które im kupili rodzice i
biorą dziewczyny na krótkie przejażdżki.
 Chłopak, który zabrał na dyskotekę moich podopiecznych, przyjechał BMW. I miał ich
odwiezć właśnie o tej porze  spojrzałem na zegarek.  Dlatego, bardzo proszę, przyciśnij na
gaz! Zresztą ten w mercedesie to nie żaden młodzik, a dojrzały mężczyzna!
Pożałowałem, że nie siedzę w swoim wehikule. Joanna jechała niezwykle ostrożnie i
bardzo wolno. Tył mercedesa był ledwo widoczny w oddali, tym bardziej że samochód raz po
raz skręcał w różne uliczki, zanim wreszcie wydostał się na Chopina, a pózniej skręcił w
GrunwaldzkÄ….
 Błagam! Szybciej!  prosiłem Joannę.
Niestety, nie miałem szczęścia. Mercedes dojechał Grunwaldzką aż do wejścia na molo,
przemknął przez przejście dla pieszych na zielonych światłach, nam zaś zapaliło się najpierw
żółte, a potem czerwone. Staliśmy bezradnie tuż przy białych pasach, a on mknął dalej ulicą
Powstańców Warszawy, naprzeciw  Grand Hotelu . Gdy wreszcie mieliśmy wolny przejazd,
jego tylne czerwone światła stopu raptem rozbłysły tuż przy skręcie z Powstańców Warszawy
w Jakuba Goyki. Stąd można było dostać się na Aleję Niepodległości i zawrócić do miejsca,
gdzie odbywała się dyskoteka i gdzie na Zosię czekał Jacek. Przez sekundę pomyślałem, że
Joanna ma rację: jakiś facet poznany na dyskotece zaproponował Zosi przejażdżkę swoim
wspaniałym samochodem, a ja niepotrzebnie wszcząłem alarm. Jednak wzdłuż Parku
Północnego w perspektywie Powstańców Warszawy zauważyłem, że mercedes z Zosią stanął
obok otoczonego drzewami maleńkiego parkingu. Gdy zbliżyliśmy się do tego miejsca,
oświetliliśmy je długimi światłami reflektorów. Zobaczyłem, że Zosia wysiada z mercedesa i
zbliża się do dużego żółtego pojemnika na śmieci. Zaświeciła latarkę i zajrzała w jego lewy
róg. W ręku miała jakąś niedużą paczkę; włożyła ją w lewy róg śmietnika, a potem świecąc
sobie latarką zaczęła czegoś szukać w śmieciach.
Raptem w wyasfaltowanych alejkach parku zabłysły światła samochodów. Mężczyzna w
mercedesie nacisnął na gaz i ruszył tak szybko, że aż zapiszczały opony jego wozu. Zza
drzew wybiegło kilku funkcjonariuszy policji i z alejek wyjechały trzy policyjne samochody.
 Stój, stój, policja!  rozległy się okrzyki.
Zosia stała jak sparaliżowana, nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc. Wykorzystali to
policjanci; ręce Zosi skuli kajdankami, dwa wozy policyjne ruszyły szybko w ślad za
mercedesem, który zdążył już uciec daleko. A potem policjanci zaczęli grzebać w żółtym
pojemniku na śmieci i wyjęli z niego jakieś dwie paczki.
Joanna zatrzymała wóz tuż przy małym parkingu. Wyskoczyłem z samochodu i
pobiegłem Zosi na pomoc.
 Panowie! Panowie, co wy robicie? To moja siostrzenica!
Nim otrzymałem jakąkolwiek odpowiedz, także miałem ręce skute i zostałem dość
brutalnie wepchnięty na tylne siedzenie radiowozu. Dwaj policjanci podbiegli także do wozu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •