[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nigdy nie ma ich w domu. Zrozumiała, że jeśli Simon wróci do dawnej
pracy, o dziecku nie będzie mowy. Wszystko będzie tak jak poprzednio i
znowu nie będą mieli dla siebie ani chwili.
Drżący głos ojca Simona wyrwał ją ze smutnych rozmyślań. Starszy
człowiek trzymał się kurczowo ręki syna, jakby nigdy nie miał zamiaru jej
puścić.
- Zostałeś mi już tylko ty. Nie mam nikogo innego. Powiedz. .. że mi
wybaczasz.
- Prosisz, żebym ja wybaczył tobie? Po tym, co zrobiłem mojemu bratu?
- zdumiał się Simon.
RS
146
- Dzieci nie myślą, nie przewidują. Nie można od nich oczekiwać
odpowiedzialności. Kiedy zostawiłeś otwarte drzwi, nie wiedziałeś, co
robisz. Ale kiedy ja od was odszedłem, wiedziałem.
Simon odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ….
- Nie mówmy już o przebaczaniu. To dawne dzieje. Teraz jestem przy
tobie - powiedział dużo łagodniejszym tonem Simon. - Mogę coś dla ciebie
zrobić?
Annabel nie wierzyła własnym uszom, ale spojrzawszy na spokojną,
odprężoną twarz męża, zrozumiała, że dręczące go koszmary naprawdę
odeszły w przeszłość. Simon delikatnie położył wychudzoną rękę na łóżku i
przykrył ją kocem.
Ojciec leżał spokojnie, z zamkniętymi oczami. Annabel nie wiedziała,
czy zasnął, ale jeśli tak, był to dużo spokojniejszy sen. Zwiszczący urywany
oddech ucichł, a na twarzy chorego malował się wyraz takiego spokoju,
jakby...
Do pokoju weszła dyrektorka, a Simon popatrzył na nią z niepokojem.
- Ta rozmowa chyba go za bardzo zmęczyła. Mam nadzieję, że mu nie ...
- Dzięki panu odzyskał spokój. Niepokoił się, że może pan nie
przyjechać, a tak bardzo chciał z panem porozmawiać. Przypuszczam, że
tylko myśl o tej rozmowie trzymała go przy życiu.
Mary pochyliła się nad swoim pacjentem i zbadała mu puls.
- To jego ostatnie chwile - powiedziała, spoglądając na Simona. - Chce
pan przy nim posiedzieć?
Simon skinął głową i oparł rękę na ramieniu ojca.
- Pana ojciec odchodzi spokojny i szczęśliwy. Widzi pan? Uśmiecha się.
I rzeczywiście, na ustach starego, zmęczonego człowieka pojawił się
uśmiech.
RS
147
Rozdział czternasty
Następnego dnia Annabel chciała zostać w domu i pomóc Simonowi w
załatwianiu formalności pogrzebowych. Przekonywała go, że Guy na pewno
pozwoli jej wziąć jeszcze jeden wolny dzień, ale Simon nalegał, żeby poszła
do pracy.
- Lepiej idz i załatw do końca sprawę swojego awansu - powiedział,
patrząc na nią z ogromną czułością. - Jeśli tego nie zrobisz, mogą wycofać
propozycjÄ™.
- Masz rację, muszę dokończyć pewne sprawy - uśmiechnęła się
uradowana.
Dziś czuła się naprawdę szczęśliwa. Simon zdążył się pogodzić z ojcem,
zanim było za pózno. Dręczące go koszmary i wyrzuty sumienia zniknęły, a
on sam odżył tak wyraznie, że wprost nie mogła uwierzyć, jak ogromne
zmiany zaszły w nim od wczoraj.
- Zwietnie, ja w tym czasie zajrzÄ™ do szpitala, sprawdzÄ™, jak siÄ™ czuje
Robbie.
Zastanawiała się, czy przy okazji wizyty w szpitalu Simon odwiedzi
Marcusa i przedyskutuje z nim jego kuszącą propozycję. Doszła jednak do
wniosku, że nie może na to liczyć. Simon nie był jeszcze gotowy na taką
decyzję, poza tym uznała, że nie obędzie się bez odrobiny perswazji z jej
strony. Miała nawet pewien plan i serce biło jej jak młotem z emocji.
- Pamiętaj, żeby załatwić telefony - przypomniała. Mnóstwo osób
zostawiło wiadomości na jego komórce z prośbą, żeby oddzwonił. Były to
głównie szpitale, ale też kilku dziennikarzy proszących o wywiady. Co do
tych ostatnich - nie sądziła, żeby Simon im odpowiedział.
- Prasa może się wypchać, a co do reszty, to zobaczę...
- Muszę się szykować. Wez samochód, a dla mnie zamów taksówkę.
Niech przyjedzie za pół godziny, dobrze?
- Koniecznie musimy kupić drugi wóz. Zaczynam pracę dopiero w
poniedziałek, mam jeszcze trochę czasu, żeby się za czymś rozejrzeć.
Zobaczymy... Annabel z błyskiem rozmarzenia w oczach weszła do
garderoby.
Simon starannie nakrył stół do kolacji. Zerknął na równo ułożone srebrne
sztućce, na świece i błyszczące kieliszki do wina. Z dumą wciągnął w
nozdrza dolatujące z kuchni pikantne aromaty. Kolacja pachniała doskonale,
oby tylko równie dobrze smakowała. No i oczywiście, oby Annabel nie
będzie zbyt zmęczona, aby to docenić.
RS
148
Za oknami już się ściemniało. Zaczął padać deszcz, a od czasu do czasu
nawet błyskało. Zanosiło się na okropną, zimową noc, ale w ich przytulnym,
ciepłym mieszkanku będzie przyjemnie. Dziś będą świętować awans
Annabel. Szampan już czekał w lodówce.
Kiedy usłyszał podjeżdżającą taksówkę, zapalił świece i wybiegł z
parasolem przed dom.
- To się nazywa obsługa - Annabel roześmiała się na jego widok.
- Dziękuję pani - odparł. - Myślisz, że byłbym dobrym lokajem?
- Myślę, że lepszy jesteś jako chirurg. - Annabel pocałowała go w usta.
- Nigdy nie dajesz za wygraną, co? - wykrztusił, kiedy się od niego
odsunęła.
Ale ona nie naciskała. Dostrzegła świece palące się na elegancko
nakrytym stole i poczuła smakowity, pikantny zapach dolatujący z kuchni.
- Jesteś cudowny! Przygotowałeś kolację!
- Nie wiem, czemu się tak dziwisz. Przecież wiesz, że umiem gotować.
Po prostu nigdy dotąd nie miałem czasu, żeby się zająć kuchnią.
- Tak samo jak ja. Ale zamierzam to zmienić. Pozwól, że zdejmę płaszcz
i przebiorę się w coś wygodniejszego. - Annabel zostawiła go i znikła w
sypialni.
Wróciła do jadalni, ubrana w seksowny, błyszczący bladozielony
szlafroczek i aksamitne, różowe pantofelki. Patrzył, jak jej sięgające już
niemal ramion włosy układają się miękko wokół szyi i zastanawiał się, czy
zaczęła je zapuszczać specjalnie dla niego. Wiedziała przecież, że kiedy
były dłuższe, uwielbiał się nimi bawić.
- Wyglądasz tak słodko, że mógłbym cię zjeść - powiedział, myśląc o
tym, co zrobi, kiedy już będą po kolacji.
- Uznałam, że dres nie będzie pasował do srebrnych sztućców i do świec
- powiedziała cichutko, zaskoczona widokiem szampana. - Co to za okazja?
Chodzi o Robbiego? A może to na cześć twojego ojca? - zapytała z
pogodnym uśmiechem, pewna, że teraz może już bezpiecznie wspominać
swojego teścia.
Cała Annabel... Simon potrząsnął głową. Zawsze myśli o innych, nigdy o
sobie.
- Dzięki Bogu, stan Robbiego bardzo się poprawił i nie grozi mu już
żadne niebezpieczeństwo. Nie myślałem jednak ani o nim, ani o moim ojcu i
choć nigdy nie przypuszczałem, że to powiem, przyznam, że chętnie za
niego wypiję - westchnął. - Ale ten szampan jest dla ciebie, głuptasku.
Jesteś najwspanialszą, najcudowniejszą i najbardziej ukochaną żoną na
świecie. Powiedz, czy już załatwiłaś wszystkie formalności związane z
RS
149
awansem i podpisałaś umowę? Chcę wiedzieć, czy możemy w końcu
oficjalnie wypić za wielce szanownego nowego wspólnika Maiłabyś?
- Wypijmy najpierw za Robbiego i za twojego ojca
- Annabel spuściła wzrok. - A potem porozmawiamy o mnie.
- Jak sobie życzysz - zgodził się Simon, przygotowany na wysłuchanie
sprawozdania ze wszystkimi szczegółami. - Za Robbiego, nieustraszonego,
wspaniałego, młodego człowieka o niebywałym szczęściu.
- Za Robbiego - powtórzyła. - Za cudownego chłopca, który zawdzięcza
życie swojemu przyjacielowi, najlepszemu i najtroskliwszemu lekarzowi na
świecie.
Unieśli kieliszki i patrząc sobie w oczy, zastanawiali się, jak potoczyłyby
się sprawy, gdyby na miejscu wypadku nie było lekarza, albo gdyby
chłopiec nie przeżył. Pomyśleli nawet o Lorelei i zdjęciach, które sprzedała
dp gazety. Ale jak widać, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo
przecież tylko dzięki artykułowi w gazecie ojciec i syn zdążyli się odnalezć
i pogodzić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •