[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tu.
- Miła jesteś, Martho.
Martha obróciła się do niego twarzą. Odkąd rok temu przejął w firmie stery, była
asystentka jego matki służyła mu za wiernego pomocnika, a zarazem mentora. Aączyła
oba światy, dawny i nowy, i nigdy nie wahała się wyrazić swojego zdania.
- Co jej zrobiłeś?
R
L
T
- Pocałowałem ją.
- Pocałowałeś Sarę Griffin? - Martha wytrzeszczyła oczy. - Dlaczego?
Caleb roześmiał się pod nosem.
- To chyba oczywiste. Jest piękną kobietą. A jeśli chodzi o ścisłość, ona pierwsza
mnie pocałowała.
- Ona? Ciebie? - W głosie asystentki pobrzmiewało niedowierzanie.
- Co? Aż taki ze mnie potwór?
- Nie, bynajmniej - zaprzeczyła ze śmiechem. - Po prostu sądziłam, że Sara Griffin
ciÄ™ nienawidzi.
- Też tak myślałem - odparł.
Ale podczas paru ostatnich dni, które spędzili razem, uświadomił sobie, że ich re-
lacje są bardziej skomplikowane. Sara wcale nie była wredną specjalistką od plotek, za
jaką ją uważał. W tym, co pisała, nie była mściwa ani okrutna.
Była uczciwa. Gdyby przeczytał jej artykuły, ignorując te wszystkie wykrzykniki i
wielkie litery, otrzymałby historię swojego życia. Taką, której wolałby nie znać.
- Muszę wracać do pracy.
Martha pogroziła mu palcem.
- Musisz porozmawiać z tą dziewczyną.
- Chyba żartujesz? Pewnie siedzi już przy biurku i pisze o tym, jak próbował
uwieść ją samotny prezes znanego domu mody.
- Powiedziałeś, że pierwsza cię pocałowała - zauważyła Martha - czyli to raczej
ona próbowała uwieść ciebie.
Tak. Zaskoczyła go. I zachwyciła. Nigdy nie spodziewał się, że rozsądna Sara wy-
kona pierwszy ruch.
- To prawda. Ale chyba wrócę do swoich zajęć. Firma...
- Nie zbankrutuje w ciągu najbliższej godziny. Nie znasz tego starego porzekadła?
- Jakiego?
- Jeśli prezes jest nieszczęśliwy, szczęśliwy nie jest nikt. A ty, mój drogi, do szczę-
śliwych nie należysz. - Jej spojrzenie złagodniało. - I to od dawna.
- I uważasz, że do szczęścia potrzebna jest mi dziennikarka? - spytał.
R
L
T
Gdyby związał się z Sarą... Nie, nie chciał mieszać pracy z życiem osobistym, in-
teresów z przyjemnością. Nic dobrego by z tego nie wynikło. Ale... w pewnym sensie już
się czuł z nią związany.
Martha potrząsnęła głową.
- Nie jakaÅ› dziennikarka, tylko ta konkretna.
- Bez względu na to, jak bardzo mnie fascynuje, wciąż jest specjalistką od plotek w
 Za kulisami".
- Owszem. Ale ten pocałunek świadczy o tym, że zaczyna postrzegać cię takim, ja-
kim jesteś. - Martha popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek. - Ja znam prawdę.
Chyba czas, aby świat ją również poznał.
Caleb skrzywił się.
- Nie chcę, aby rozpisywano się o moim prywatnym życiu.
- Oj, chłopcze, nie wiem, dlaczego sądzisz, że media surowo by cię oceniły?
Może dlatego, że sam był swoim najsurowszym sędzią. Dręczyły go wyrzuty su-
mienia. Winien był zaniedbania. Zajmował się sobą, kiedy był potrzebny matce.
Gdyby tylko tego dnia zjawił się wcześniej, gdyby tylko był bardziej sumiennym
pracownikiem. Gdyby... Może wtedy byłby przy niej, kiedy dostała udaru. Matka trafi-
łaby na OIOM w ciągu tak zwanej złotej godziny. Ale była sama, a on, nieświadom ni-
czego, znajdował się kilka przecznic dalej. Zamiast siedzieć po drugiej stronie biurka
Lenory, siedział w restauracji z kobietą, którą zaprosił na lunch.
Od tamtego dnia starał się to matce wynagrodzić. Codziennie próbował jej udo-
wodnić, że jest odpowiedzialny, że mu zależy, że nie zawiedzie jej zaufania. Będzie dbał
o firmę. Jak dotąd kiepsko mu to szło.
Martha jako jedyna znała prawdę o tym, co się stało. Nie wiedział, dlaczego nadal
go wychwalała; podejrzewał, że z powodu lojalności wobec Lenory oraz firmy.
Kobieta ponownie obróciła się w stronę biurka.
- Nie mówię, że masz opowiadać w szczegółach o swoim życiu. Ale dobrze by by-
ło, gdybyś przestał oszukiwać innych i siebie, gdybyś powiedział prawdę. Może to by ci
pomogło odnalezć spokój.
Spokój? Czy kiedykolwiek go doświadczy?
R
L
T
- Dobrze mi tak, jak jest.
Wypowiadając te słowa, wiedział, że kłamie. I że Martha ma rację. Od miesięcy
miotał się na stanowisku prezesa, szukał rozwiązań, które uratowałyby firmę. Bezsku-
tecznie. Martha tłumaczyła mu, że tak będzie, dopóki nie zaprowadzi ładu w swoim ży-
ciu prywatnym. Bo praca i życie są z sobą nierozerwalnie złączone.
- Wiesz, dlaczego twoja mama odnosiła sukcesy?
- Bo wiedziała, co robi?
Nie przerywając stukania w klawiaturę, Martha roześmiała się.
- Nie, nie wiedziała. Pracowałam z nią od samego początku. W pierwszych mie-
siącach czuła się potwornie zagubiona, popełniała tysiące błędów. Sukces zawdzięczała
ogromnemu poświęceniu. We wszystko wkładała serce, w każdy projekt, w każdy wy-
krój.
Klienci widzieli to i potrafili docenić. Poza tym nie bała się prosić o pomoc.
- Martho, oddaję tej firmie całą swoją energię.
- EnergiÄ™ tak, ale nie serce.
Pokręciwszy głową, Caleb utkwił wzrok w wiszącym na ścianie portrecie matki.
- Tego akurat nie potrafię zrobić.
- Gdzieś ty, u diabła, była? - Z twarzą wykrzywioną z gniewu i rękami skrzyżowa-
nymi na piersi Karl stanÄ…Å‚ przy biurku Sary. - I dlaczego, do cholery, masz na nogach
szpilki, których do czasu pokazu nikt nie powinien oglądać?
- Mam ważny powód - odparła Sara, a siedzący za przepierzeniem Pedro uniósł ze
zdziwieniem brwi.
- SÅ‚ucham.
Sara zaczęła się nerwowo zastanawiać, co powiedzieć swojemu szefowi, by nie
dostał ataku szału.
- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, że mogę coś o nich napisać? Pomyślałam,
że popracuję nad artykułem w domu... - Było to częściowe kłamstwo. - Wychodząc stąd,
wzięłam te buty. Moja siostra niechcący wyrzuciła jeden przez okno.
R
L
T
- Niechcący wyrzuciła Fredericka K przez okno? - spytał ze zdumieniem Karl. -
Pomyliła go z ziarnem dla ptaków?
- Ale wszystko się dobrze skończyło, bo ktoś znalazł but na chodniku.
- Niech zgadnę. Kopciuszek? Jeden z siedmiu krasnoludków?
- Caleb Lewis.
Zaległa cisza. Z twarzy Karla znikł grymas, jego miejsce zastąpił drapieżny
uśmiech.
- Lewis, powiadasz? To ciekawe.
Widziała, jak Karl wymyśla tytuł na okładkę. Taki, który ukaże Caleba w jak naj-
gorszym świetle, a zarazem zwiększy sprzedaż pisma.
- Kiedy się o tym dowiedziałam, odzyskałam zgubę.
Pominęła wszystko, co wydarzyło się w tak zwanym międzyczasie. A już na pew-
no nie zamierzała wspominać szefowi o dzisiejszym pocałunku w gabinecie Caleba.
Namiętnym szalonym pocałunku, o którym nie potrafiła zapomnieć, który wciąż
przeżywała. Chryste, co jej strzeliło do głowy? O czym myślała? Pewnie o niczym. O
seksownych szpilkach.
Karl wskazał na jej nogi.
- To nie tłumaczy, dlaczego teraz w nich paradujesz.
Dlatego, że własne buty zostawiła u Chleba. Dlatego, że tak szybko wybiegła z ga-
binetu prezesa LL Designs, iż nawet nie zorientowała się, co ma na nogach.
- Chciałam... zobaczyć, co czuje kobieta w takich szpilkach. W jaki sposób zmie-
niają jej osobowość.
Karl otworzył usta, jakby zamierzał się rozedrzeć, ale po chwili pokiwał głową.
- To mi siÄ™ podoba.
- Cieszę się. - Sara odetchnęła z ulgą.
- Jesteś idealną kandydatką do takiej przemiany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •