[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogóle nie miewał.
 Tym razem, jak mi się zdaje, sprawa jest naprawdę ważna  powiedział Stiopa, widząc, że baron
krzywi się niechętnie. Zciszył głos do konfidencjonalnego szeptu: 
Golinow, ordynans porucznika Liwskiego, powiedział mi w zaufaniu, że zamierza do nas zjechać na
dniach sam Grigorij Jefimowicz...
Baron zmarszczył siwe brwi.
 Kto?
 Grigorij Jefimowicz Rasputin. WÅ‚asnÄ… osobÄ….
 Ten Rasputin? Mnich?
 Nie inaczej. Ten, o którym powiadają, że uleczył z choroby carewicza. To pono święty człowiek.
Baron westchnął ciężko.
 No dobrze, chłopcze. Powiedz Jakubowi Fiodoryczowi, że już idę.
* * *
Połynow przechadzał się przed biurkiem. Na widok barona nerwowo zatarł ręce. W
fotelu pod oknem złożył swoje długie ciało doktor Faeton Piotrowicz Selifanow, przewodniczący
Rady Naukowej Projektu. Baron przysiadł skromnie na twardym krześle z
boku konferencyjnego stołu.
 Hm, tak, jakby tu powiedzieć, drogi Aleksandrze Aleksandryczu...  zaczął
Połynow, starannie unikając wzroku Dołgorukiego.  Mam, jakby tu powiedzieć, nowinę ważną
wielce, aczkolwiek niepomyślną, jak sądzę, niestety.
Radca tajny Jakub Fiodorycz Połynow miał zwyczaj wyrażać się zdaniami w jego mniemaniu
wyszukanymi, okraszonymi straszliwym śmietnikiem dookreśleń, oczywistości,
licznych obejść i nieporadnych eufemizmów.
 Jakąż to nowinę, drogi radco?
Połynow oblizał wargi prędkim ruchem języka. Wyglądał przy tym jak zaniepokojony wąż.
 Zapowiedział się do nas z wizytą, jakby tu powiedzieć, czysto kurtuazyjną, jak to mi oznajmiono,
czcigodny Grigorij Jefimowicz Rasputin...
 A dlaczego, drogi radco, raczył pan użyć słów  niepomyślna i  niestety , zapowiadając wizytę
tego człowieka?  zapytał Dołgoruki surowo.
Połynow wytrzeszczył nań oczy i głośno przełknął ślinę.
 Ja, ten tego, jakby tu... Nie chciałem wszakże nikogo urazić ani tym bardziej stać się jakby
przyczyną czyjegokolwiek zgorszenia, że tak się wyrażę. Aczkolwiek mógłby pan baron odnieść
mylne, jak sądzę, wrażenie...
Dołgoruki z prawdziwą przyjemnością słuchał nieporadnego paplania kierownika placówki.
Uwielbiał go drażnić i wprawiać w zakłopotanie. Połynow z kolei nie bardzo wiedział, co ma sądzić
o jedynym w całym zespole naukowym prawdziwym arystokracie.
Co
taki może myśleć i jakie są jego poglądy, z którymi nigdy się nie zdradza? Dlaczego to nie
jemu poruczono kierowanie projektem, choć taki podobno dla nauki zasłużony? Jak tu do niego
podejść? Baron doskonale zdawał sobie sprawę z targających Jakubem Fiodoryczem
wątpliwości i bawił się jego niepewnością.
Teraz przyjacielsko klepnÄ…Å‚ radcÄ™ w ramiÄ™.
 Niech pan da spokój tłumaczeniom, Jakubie Fiodoryczu. Przecież żartowałem. To tylko tak, z
pustości.
Połynow odetchnął z ulgą.
 Pozwoliłem sobie zaprosić panów, gdyż trzeba zadecydować, co wypada nam, że się tak wyrażę,
począć w zaistniałej sytuacji, ekskjuzmi maj lords, nieco przykrej, niestety.
Połynow znał języki obce bardzo słabo, mimo to ogromnie lubił ich używać w rozmowie, szczególnie
w towarzystwie osób z wyższych sfer. Chcąc być przy okazji oryginalny, starał się mówić nie po
francusku, ale po angielsku. Był przy tym pełen najlepszych chęci, ale nawet najlepsze chęci nie były
w stanie niczego zdziałać.
 Kiedy ma tu być?
 Nie dalej niż pojutrze, jak mi doniesiono.
 Mnie na początek dręczy inne pytanie  odezwał się ze swojego fotela Selifanow. 
Kto mianowicie doniósł Rasputinowi o tym, co się tutaj dzieje? I w ogóle o tym, że nasza placówka
istnieje?
Połynow podjął z powrotem swój marsz wzdłuż biurka.
 Czy to takie istotne?
 Nie wiem  Selifanow wzruszył ramionami.  Ale warto by wiedzieć, skąd wyszła informacja.
Przecież wszyscy zostaliśmy zaprzysiężeni do zachowania tajemnicy.
Baron chrzÄ…knÄ…Å‚. Spojrzeli na niego.
 Chciałbym wiedzieć, czemu ten człowiek, o którym słyszałem, jakoby wyleczył
carewicza z hemofilii, jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało, wybiera się tutaj i, co ważniejsze,
dlaczego ma to nas aż tak mocno niepokoić?
Selifanow pokręcił głową.
 Nic pan nie wie o obecnych stosunkach na dworze, Aleksandrze Aleksandryczu, czy tylko pan
udaje?
 Coś tam słyszałem, ale plotki nigdy mnie specjalnie nie zajmowały.
 A szkoda, baronie, a szkoda  Selifanow uśmiechnął się.  Gdyby pana zajmowały choć trochę,
wiedziałby pan, że od przeszło roku najważniejszą figurą na dworze jest niejaki
Rasputin. Odkąd wyleczył, jak powiadają, małego cara, cesarzowa świata poza nim nie widzi,
a gdzie baba...  przerwał i machnął ręką.  W każdym razie, kiedy byłem kilka miesięcy temu w
stolicy  podjął po chwili  sam mogłem naocznie się przekonać, kto faktycznie sprawuje rządy.
 A car?  zapytał baron.  Zawsze wydawał się dość rozsądnym człowiekiem.
 Car?  Selifanow wzruszył ramionami.  Car ma coraz mniej do powiedzenia.
Niedługo... kto wie...? Jego też ponoć opętał ten mnich. On jest... Co tu dużo gadać. Sam pan
zobaczy, co to za figura.
 Oszust?
 Rzekłbym raczej, że sprytny szarlatan.
Jakub Fiodorowicz Połynow słuchał coraz bardziej zaniepokojony.
 Panowie, panowie!  ściszył głos prawie do szeptu.  Przywołuję was do porządku!
Myśleć możecie sobie, że się tak wyrażę, co chcecie, ale kto jak kto...  zaciął się na moment
 ale my, na odpowiedzialnych stanowiskach, powinniśmy być w każdej sytuacji tu bi ol rajt.
Baron skrzywił się boleśnie, słysząc kolejny wybuch podłej angielszczyzny, a radca tajny ciągnął
dalej:
 Zamiast robić sobie, jakby tu powiedzieć, kpinki, lepiej zastanówmy się, jak mamy postąpić w
sprawie naszego gościa. Mamy pokazać świętemu człowiekowi, z czym tu, a raczej z kim, mamy do
czynienia, czy też...  zawiesił głos.
Dołgorukij uniósł brwi.
 Niechże pan będzie poważny, Jakubie Fiodoryczu. Pan chce to wszystko ukryć?
Jak?  A kiedy radca milczał, kontynuował:  Toż to zupełnie niemożliwe. A poza tym nasz
gość na pewno wie dokładnie, czego się tutaj spodziewać. Jeżeli opętał jego wysokość Mikołaja,
możemy przyjąć z dużą dozą pewności, że wie dokładnie to samo, co car.
Gdyby
tak nie było, nie zjeżdżałby do nas zapewne, bo i po? Ale że też nasz batiuszka tak zgłupiał...
 Ciszej, baronie, ciszej. Za takie słowa można powędrować, że tak się wyrażę, wie pan, do okolic
niezbyt odległych... Przecież...
Przerwał mu śmiech Selifanowa.
 Do okolic niezbyt odległych? Czym pan nas straszy! A gdzież my indziej jesteśmy?
Czyż nasza Wanawara to nie regularna Syberia?!
 Wszelako... wydaje mi się... To co innego, jakby, pracować tutaj przy naukowym projekcie, a co
innego...
 Dajmy już spokój  wtrącił się baron.  Jakub Fiodorycz ma rację. Im ktoś ma dłuższy język, tym
krótszy założą mu łańcuch. A naradzić się będzie sens dopiero, kiedy rozeznamy, w jakim naprawdę
celu przybywa nasz gość. I czy w ogóle ma jakiś konkretny
cel.
 Z tego, co o nim wiem  zauważył cierpko Faeton Piotrowicz  jego cele są zawsze bardzo
konkretne.
* * *
 Oj Liwski, Liwski, kiedy przestaniesz w końcu oszukiwać, przeklęty Polaku? 
Gruby porucznik artylerii Gribow klepnÄ…Å‚ swego towarzysza w ramiÄ™.
 A ty, Saszka, kiedy zaczniesz w końcu myśleć, chłopie? Jak ty sobie wyobrażasz, że ja oszukuję
przy poniterowaniu?
 Nie wiem jak, Pawle, ale nie można tak bezczelnie wciąż wygrywać! Daj innym szansę! Dobrze
gadam, koledzy? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •