[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chleb, i zupa z brukwi, i praca, aby nie podpaść, i niewolnictwo, i władza, będąc, że tak
powiem, pod rękę z bestią - patrzę na nich z odrobiną pobłażania, jak uczony na laika,
wtajemniczony na profana.
46 SK (z niem. Strafkompanie) - kompania karna
8
Wysupłaj ze zdarzeń codziennych całą ich codzienność, odrzuć przerażenie i wstręt, i
pogardę i znajdz na to wszystko formułę filozoficzną. Na gaz i na złoto, na apele i na puff, na
cywila i na stary numer.
Gdybym Ci powiedział wtedy, gdy tańczyliśmy we dwoje w małym pokoiku o
pomarańczowym świetle: słuchaj, masz milion ludzi albo dwa, albo trzy miliony, zabij ich
tak, żeby nikt o tym nie wiedział, nawet oni, uwięz kilkaset tysięcy, złam ich solidarność,
poszczuj człowieka na człowieka i... - przecież miałabyś mnie za szalonego i kto wie, czy nie
przerwalibyśmy tańca. Ale pewnie tak bym nie powiedział, nawet gdybym znał obóz, bo nie
zmąciłbym nastroju.
A tu patrz: najpierw jedna wiejska stodoła pomalowana na biało i - duszą w niej ludzi.
Potem cztery większe budynki - dwadzieścia tysięcy jak nic. Bez czarów, bez trucizn, bez
hipnozy. Paru ludzi kierujących ruchem, żeby tłoku nie było, i ludzie płyną jak woda z kranu
za odkręceniem kurka. Dzieje się to wśród anemicznych drzew zadymionego lasku. Zwykłe
ciężarowe samochody podwożą ludzi, wracają jak na taśmie i znów podwożą. Bez czarów,
bez trucizn, bez hipnozy.
Jakże to jest, że nikt nie krzyknie, nie plunie w twarz, nie rzuci się na pierś?
Zdejmujemy czapkÄ™ przed esmanami wracajÄ…cymi spod lasu, jak wyczytajÄ…, idziemy z nimi
na śmierć i - nic? Głodujemy, mokniemy na deszczu, zabierają nam najbliższych. Widzisz: to
mistyka. Oto jest dziwne opętanie człowieka przez człowieka. Oto jest dzika bierność, której
nic nie przełamie. A jedyna broń - to nasza liczba, której komory nie pomieszczą.
Albo jeszcze tak: kij od łopaty na gardło i stu ludzi dziennie. Albo zupa z pokrzywy i
chleb z margaryną, a potem młody, wyrośnięty esman z pomiętym kawałkiem papieru w
łapie, numer wytatuowany na ręce, potem samochód, jeden z tych - wiesz, kiedy ostatni raz
wybierano Aryjczyków do gazu? czwartego kwietnia; a pamiętasz, kiedy przyjechaliśmy do
obozu? dwudziestego dziewiątego kwietnia. A co byłoby z Twoim zapaleniem płuc,
gdybyśmy przyjechali trzy miesiące wcześniej?
... Wiem, że leżysz na wspólnej pryczy z przyjaciółkami, które pewno bardzo dziwią
się moim słowom. Mówiłaś, że ten Tadeusz jest pogodny, a patrz, pisze same ponure
rzeczy . I pewnie są bardzo oburzone na mnie. Ale przecież i o tych sprawach, które się dzieją
wokół nas, możemy mówić. Nie wywołujemy zła na próżno i nieodpowiedzialnie, przecież
tkwimy w nim - widzisz, jest znów głęboki wieczór po dniu pełnym dziwacznych wydarzeń.
Po południu wybrałem się na mecz bokserski do wielkiego baraku waschraumu, tam,
skąd wpierw odchodziły transporty do gazu. Wpuszczono nas do środka z ceremoniami, choć
sala była nabita po brzegi. W dużej poczekalni urządzono ring. Zwiatło z góry, sędzia (nb.
9
polski sędzia olimpijski), bokserzy o sławie międzynarodowej, ale tylko Aryjczycy, bo
%7łydom występować nie wolno. I ci sami ludzie, którzy dzień w dzień wybijali dziesiątki
zębów, ludzie, z których niejeden sam ma pustą szczękę - pasjonowali się Czortkiem,
Walterem z Hamburga i jakimś młodym chłopcem, który, trenowany w obozie, wyrósł, jak
powiadają, na dużą klasę. Jeszcze tkwi tu pamięć o numerze 77, który niegdyś boksował
Niemców, jak chciał, biorąc na ringu odwet za to, co inni dostali na polu. Sala była
zadymiona od papierosów, a bokserzy tłukli się, ile wlizie. Ale robili to niefachowo, choć z
dużym uporem.
- Taki Walter - mówił Staszek - popatrzcie tylko! Na komandzie, jak chce, to jednym
uderzeniem kładzie muzułmana! A tu, patrz, trzy rundy, i nic! Jeszcze jemu mordę nabili.
Widocznie za dużo widzów, nie?
Swoją drogą widzowie byli rozanieleni, a my w pierwszym rzędzie, wiadomo, goście.
Zaraz po boksie poszedłem do konkurencji, na koncert. Wy tam, w waszym Birkenau,
ani pojęcia nie macie, jakie tu się dzieją cuda kultury o parę kilometrów od kominów.
Wyobraz sobie, grają uwerturę do Tancreda i coś z Berlioza, i jeszcze jakieś tańce fińskie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Archiwum
- Indeks
- Jan Himilsbach_Lzy Soltysa i inne opowiadania
- Dębski Rafał Pasterz upiorów opowiadania
- Winston Anne Marie Ryzykowna gra Dziewczyny z ulicy Bursztynowej 04
- Anne McCaffrey Doona 2 Crisis On Doona
- 345. Baxter Mary Lynn Dziewczyna z miasta
- Gold Kristi Kodeks Zakochanych
- Desmond Bagley List Vivero
- Asher Jane Tć™sknota
- Dz.U.12.145
- HĂśss Rudolf Pamić™tniki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gryzonikompan.xlx.pl