[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego;* tutaj niebardzo bezpiecznie.
%7ływe Srebro, blady, spoglądał ciekawie na to, co się działo. Inżenier, po chwili namysłu,
ujął go za rękę i zaprowadził do salonu; zaledwie tam. przybyli, gdy nowy atak wstrząsnął
ścianami Fultona.
 Zostań tutaj rzekł p. Pinson, który, pod wpływem rozdrażnienia febrycznego, nie
mógł usiedzieć na jednem miejscu.
 A gdzie pan idzie?
 Na pokład; wolę widzieć co się dzieje.
 I ja toż samo odrzekł chłopiec.  Chcę być razem z panem.
Inżenier zbliżył się doń.
 Czy lękasz się? zapytał,
 Tak, tutaj; tam, na pokładzie, zdaje mi się że jestem bezpieczny.
P. Pinson, obawiając się dla swego towarzysza kuli lub granatu, powściągnął pierwotną
chęć wyjścia z kajuty i usiadł obok niego.
 Otóż to wojna, mój chłopcze  mówił spokojnie i ze smutkiem wojna i jej
okropności. Każdy wystrzał, który daje się słyszyć, przez okropne skutki jakie sprawia,
pozbawia matkę dziecięcia, które jej winno swą młodość, dziecięcia któremu ona poświęciła
dwadzieścia lat najtroskliwszych starań i najcięższych kłopotów! Ale na nic się tu nie zda
wszelka filozofia; dopóki istnieć będą na ziemi ludzie zli i ambitni, wojna z nimi razem istnieć
będzie.
 A jednakże kommodor i jego oficerowie są to ludzie dzielni i uczciwi; jużeś mi to pan
sam mówił po- wielekroć.
 Niezawodnie, mój chłopcze. To też nie mówię
o nich, lecz o tych, którzy im broń włożyli w ręce. Wojna, która dzieli Stany Zjednoczone, jest
wojną okropną, a zupełnie niepotrzebną. Ale bywa i wojna święta, sprawiedliwa, konieczna,
moje dziecię, *wojna przeciwko wrogowi, który usiłuje pognębić ojczyznę, rozczłonkować ją i
ujarzmić. Przeciwko takiemu wrogowi
walczyć trzeba, w walce takiej umrzeć należy, aby zapewnić szczęście i swobodę tym
milionom istot, które przyjdą po nas, aby bronić ich szczęścia i niepodległości.
Kanonada trwała wciąż. P. Pinson zbliżał się po- trosze ku schodom, z nieprzepartą chęcią
zmierzenia niebezpieczeństwa i wyjścia na pokład. * Morze, pod błyskami dział dwóch
statków, zdawało się czerwone jak krew. Wiatr burzył fale, ponad któremi unosiły się białe
obłoki prochowego dymu.
Na pokÅ‚adzie Fultona twarze zaÅ‚ogi miaÅ‚y wyraz powagi, ale spojrzenia jéj byÅ‚y pÅ‚omienne.
Rozkazy kommodora, stojącego na mostku, brzmiały zwięzle i donośnie. O wiele mniejszy,
aniżeli jego przeciwnik, Davis zwrócony był ciągle przodem i manewrował tak, aby mu nigdy
nie odsłonić swoich boków'. Na pokładzie Fultona p. Pinson zauważył wiele plam krwistych, a
wielki jego maszt w kilku miejscach nosił ślady uderzenia kuli.
 Uderzmy na nich z boku! wołał kommodor, któ- ry pragnął raz skończyć
bezowocnÄ… dotychczas rozprawÄ™.
Wydano także rozkaz, aby kanonierzy zaprzestali strzelać i mieli się w pogotowiu.
P. Pinson stał obok maszyny parowej, tuż pod mostkiem, gdy naraz uczuł że ktoś przeciska
się ku niemu. Był to jego młody towarzysz.
 Pozwól mi pan tu zostać  rzekł głosem proszącym.
P. Pinson, nic nie odrzekłszy, przycisnął %7ływe Srebro do siebie. Milczenie uroczyste
panowało na po-
Podróż mimowolna. 9
kładzie Fultona, który, nie odpowiadając na wystrzały nieprzyjaciela, mężnie stawił mu czoło.
Kula z łoskotem wyrwała kawał drzewa z masztu, tuż nad głową iużćniera.
 Otóż to mruknął do siebie  co mam do zawdzięczenia temu hultajowi Boisjoli!
%7łeby nie on i jego przewrotne, podstępne rady, w tej chwili najspokojniej zasypiałbym w
swojćm łóżku. A tymczasem jestem teraz na pełnem morzu, pomiędzy dwoma pożarami, na-
rażony co chwila na to, że mi głowę może granat roztrzaskać, lub urwać kula... Mogę się
pozbyć ręki lub nogi i, w najlepszym razie, dostać się do domu inwalidów, nie mając do tego
najmniejszego prawa.
Zbliżenie się gwałtowne Fultona do Davisa przerwało monolog inżćniera. Jeszcze tylko
kilka minut, i dwa okręty, jak dwa rozszalałe byki, uderzą na siebie z dziką wściekłością. P.
Pinson, przewidując to, uchwycił się silnie jakiejś liny, aby być przygotowanym na
nieuniknione wstrząśnienie.
Fulton zmienił kierunek i skręcił na lewo, ale Davis przewidział zamiary przeciwnika i w
chwili, gdy ten miał uderzyć weń całą siłą rozpędu, zwinął się nagle i zawrócił. Obydwa statki,
zminąwszy się tym sposobem, sypnęły na siebie pociskami ze swoich dział. Okrzyki bólu,
Avściekłości, jęki konania zmieszały się w nieopisanym zgiełku, a nad wszystkićm tern
panowało głośne hurra!
Uniesiony własnym rozpędem, Fulton oddalił się nagle od swego przeciwnika i musiał
zakreślić szeroki łuk, aby się znowu do niego zbliżyć. Tymczasem Da-
I«*;
* *
 %
 %'Li!
l>
 133 
vis, puściwszy się wprost przed siebie, pomknął szybko, a załoga jego wydała okrzyk tryumfu.
 Aha!... podpalacze unikają walki! zawołał kom- niodor z gniewem. Ale to nic...
żwawo naprzód! Honor nasz nie pozwala, abyśmy tym zbójom morskim dali uciec! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •