[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Już nie sami. Ja z wami zostaję. Gdzie macie granaty? Przeciwpancerne granaty.
 Tu są. W niszy, towarzyszu poruczniku  odpowiedział sierżant Jacki.
 Dawać je tu. Umiesz się z nimi obchodzić?
 Jestem zwiadowcÄ….
 Podczołgaj się więc pod tę rozwaloną chatę za płonącymi czołgami i obrzuć nimi to strzelające
działo samobieżne, które przygważdża artylerzystów. Rozumiesz? Tylko ostrożnie, tak jak cię uczono. A z
transzei nie wyskakiwać, bo wszystkich was rozdepczą.
Obserwując, jak sierżant Jacki czołga się w kierunku wskazanego celu, krzyczał jeszcze za nim:
 Kryj się w dymie! I nie podnoś głowy!
Działo samobieżne strzelało do stanowisk baterii przeciwpancernej, i to strzelało skutecznie, bo baterie
już zamilkły. Bubnow zdawał sobie sprawę, że jeśli artylerzyści nie zdołają wzmocnić ognia, kompania nie
odeprze następnego ataku niemieckich czołgów i cały batalion zostanie zniszczony. Teraz wszystko zależało
od Jackiego, który skrył się w strefie dymu buchającego z płonących czołgów. To zwiadowca, pocieszał się
Bubnow. Z pewnością dotrze. Nie widział, jak Jacki doczołgał się do płonącej chaty, skrył się za jej węgłem i
wyjął zza pazuchy szynela oblepiony gliną granat. Wyrwał zeń zawleczkę i rzucił z rozmachem. W zgiełku
walki wybuch przeciwpancernego granatu nie zabrzmiał głośniej niż trzask rozbijanego orzecha.
Samobieżne działo przerwało ogień i usiłowało obrócić się w stronę chaty. Rozległ się jednak drugi trzask i
nad działem pojawił się brudnopomarańczowy kłąb dymu. Dostrzegł go porucznik Bubnow i odetchnął.
Teraz do baterii, pomyślał. Muszę zobaczyć, co się tam dzieje.
Na stanowisko działka przeciwpancernego wpadł potykając się o stosy łusek. Niektóre były jeszcze
gorÄ…ce.
 Dlaczego nie strzelacie?  spytał ukrytych w niszy kanonierów.
 Nie mamy pocisków. Trzy ostatnie trzymamy na nowy atak.
 Gdzie wasz dowódca?
 Przy pierwszym dziale.
Porucznik Strielcow poinformował Bubnowa, że wysłał po pociski do Kapkinskiego sześciu żołnierzy.
Powinni przedrzeć się do stanowisk 9 pp i przynieść kilka skrzynek. Może zdążą przed następnym atakiem.
 To wszystko, co mogę wam powiedzieć  stwierdził, ale po namyśle dodał:  No, nie wszystko.
Jeśli nie będzie pocisków, to mamy po dwa granaty przeciwpancerne. Nie wezmą nas dranie łatwo. Choć już
całkiem nas zlekceważyli. Nawet przestali nas ostrzeliwać.
Porucznik Bubnow nie zdążył powiedzieć mu o zniszczonym dziale samobieżnym, gdyż na pozycje
batalionu znów runęły pociski niemieckiej artylerii. Rozpoczynał się nowy, czwarty atak. Skokami powrócił
Bubnow do 9 kompanii, na stanowiska której toczyły właśnie swe cielska dwa czołgi.
 Spokojnie, chłopaki  zwrócił się do tkwiących w okopie czerwonoarmistów.  Przygotować
granaty i celować w gąsienice. Nie otwierać ognia bez rozkazu.
Mimo woli spojrzał na zegarek. Dochodziła 15.00. Do zmroku jeszcze dwie godziny, pomyślał. Trzeba
wytrwać.
Okrążony batalion wytrzymał i ten czwarty atak, a po zapadnięciu ciemności przebił się do stanowisk 9
pułku podpułkownika Stacury, który wciąż zajmował wschodni skraj chutoru, co więcej, zmusił grenadierów
rotmistrza Remlingera do wycofania się z południowej części Kapkinskiego.
W tym czasie mimo silnego ognia niemieckiej artylerii i nalotów bombowych oddziały 49 dywizji
spychały grenadierów ze wzgórza 110,4. Zacięta walka wywiązała się też w Wasiljewce, tuż za mostem. To
grupa fizylierów 144 pp z 49 DP pod dowództwem zastępcy dowódcy pułku majora Chwostienki
przeprawiła się przez rzekę i przeniknęła przez system słabszej tu niemieckiej obrony. Aby odeprzeć ten
niespodziewany atak, generał Rauss musiał wycofać z przyczółka kilka czołgów 2 batalionu. Wsparły one
grenadierów kapitana Kreisa i z trudem zażegnały niebezpieczeństwo. Mimo to atak radziecki na lewym
brzegu rzeki był sygnałem, iż istnieje stała grozba odcięcia walczących na przyczółku głównych sił 6 Dpanc.
Wieczorem generałowi Raussowi udało się uporządkować obronę przyczółka i przeprowadzić silny
kontratak. Radzieckie oddziały 3 i 49 dywizji przeszły do obrony.
Gdy generał Koszewoj zakończył telefoniczny meldunek o przebiegu walk w Niżnie-Kumskim w dniu
21 grudnia, dowódca 1 KP, generał Missan, zadał mu pytanie:
 Powiedz mi, jak oceniasz teraz przeciwnika, i perspektywÄ™ natarcia dywizji?
 Myślę, że wróg został nie tylko znacznie osłabiony, ale i oszołomiony.
Reakcja dowódcy korpusu była zaskakująca:
 Jeśli tak, to nie wolno zwlekać. Trzeba zdobyć Wierchnie-Kumski, rozwijać sukces. Generał
Biriuzow jeszcze dwa dni temu uprzedził mnie, że wzięcie chutoru jest naszym zadaniem na dwudziestego
drugiego grudnia. Nie trać więc czasu, nie daj opamiętać się wrogowi, organizuj natarcie.
 Nie rozumiem, sam mam nacierać?  zdziwił się Koszewoj.
 Nie, nie sam. Trochę pózniej pójdzie do przodu cały Front, w tym i nasza armia  wyjaśnił Missan.
 Zamiar Mansteina nie wypalił. Wprawdzie udało mu się wedrzeć do Wasiljewki i uchwycić most, lecz
ugrzązł tam na dobre. Twoje natarcie utrudni nieprzyjacielowi manewr wojskami na ten najbardziej
niebezpieczny kierunek. Jasne?
 Jasne  odpowiedział Koszewoj.  Lecz moje prawe skrzydło będzie odsłonięte, a sił dodatkowych
nie mam.
 Podciągnie się trzechsetna dywizja  uspokajał Koszewoja generał Missan.  A poza tym za dwa
lub trzy dni nieprzyjaciel będzie miał inne zmartwienie niż twoje prawe skrzydło. Mam informacje, że nad
środkowym Donem rozgromieni zostali Włosi, a czołgi Frontu Południowo-Zachodniego już podążają nam
na spotkanie.
 Bardzo się z tego cieszę, że rozgromiono Włochów, lecz moje prawe skrzydło jest mi bliższe. A
zagrażają mi Niemcy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •