[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Bardzo sprytne  powtórzył Wes.
Trevor odchylił się w fotelu. Sufit był spękany i obłaził z farby. Jeszcze przed
kilkoma dniami pewnie by się tym zmartwił, ale teraz. . . Teraz kompletnie to
olewał. Ani myślał go malować, chyba że za ich pieniądze. Już niedługo, kiedy
tylko Wes i Chap skończą porachunki z Braćmi, wyjdzie stąd i nigdy nie wróci.
200
Przedtem  szczerze mówiąc, nie wiedział po co  spakuje akta i rozda swoje
stare, nieużywane książki prawnicze. Znajdzie jakiegoś młodego, początkującego
adwokata i za rozsądną cenę sprzeda mu meble i komputer. A potem, kiedy już
dopnie wszystkie drobne sprawy, wyjdzie z kancelarii i, nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ za siebie,
pożegluje w siną dal.
Tak, to będzie cudowny dzień. . .
Marzenia przerwał mu Chap  przyniósł torebkę meksykańskich pierożków
i wodę mineralną. Trevor, który coraz częściej zerkał na zegarek, z niecierpliwo-
ścią wyczekując chwili, kiedy będzie mógł pójść na długi lunch do Pete a, zagryzł
zęby. Musiał się napić. Zaraz, teraz.
 Koniec z alkoholem do lunchu  wymlaskał Chap, walcząc z czarną fasolą
i mieloną wołowiną wypływającą z pierożka.
 Wasza wola, róbcie, co chcecie  odparł Trevor.
 Mówiłem o tobie. Przez miesiąc nie wypijesz ani kropli.
 Nasza umowa tego nie przewiduje.
 Już przewiduje. Musisz być trzezwy i czujny.
 Ale dlaczego?
 Dlatego że takie jest życzenie naszego klienta. Płaci ci za to milion dolarów.
 Może mam jeszcze czyścić sobie zęby nicią dentystyczną i jeść szpinak?
 Przy okazji go o to spytam.
 To powiedz mu też, żeby pocałował mnie w dupę.
 Nie przesadzaj, Trevor. Po prostu ogranicz picie. Dobrze ci to zrobi.
Pieniądze dodały mu skrzydeł, ale ci dwaj skutecznie mu je podcinali. Nie
odstępowali go na krok, siedzieli mu na karku przez dwadzieścia cztery godziny
na dobę i nic nie wskazywało na to, że zamierzają odejść. Wprost przeciwnie.
Wprowadzili siÄ™ do niego na dobre.
Chap poszedł po listy. Wmówili Trevorowi, że jest bardzo nieostrożny, bo
dzięki temu tak łatwo go namierzyli. Co będzie, jeśli przed pocztą czyha kolej-
na ofiara szantażu Bractwa z Trumble? Skoro on bez większego trudu potrafił
odkryć ich prawdziwe nazwiska, dlaczego oni nie mogli namierzyć jego? Od tej
pory odbieraniem korespondencji zajmą się wyłącznie Wes i Chap. Będą chodzili
na pocztę o różnych porach, będą się przebierali, będą stosowali sztuczki rodem
z filmów płaszcza i szpady.
Trevor w końcu ustąpił. Wyglądało na to, że wiedzą, co robią.
Na poczcie w Neptune Beach czekały cztery listy do Ricky ego, a na poczcie
w Atlantic Beach dwa do Percy ego. Chap uwinął się w trymiga, wiedząc, że nie-
ustannie śledzą go koledzy, uważnie wypatrujący wszystkich tych, którzy mogli-
by wypatrywać jego. Listy trafiły do domku naprzeciwko kancelarii, gdzie zostały
szybko skopiowane i na powrót włożone do kopert.
Agenci  cieszyli się, że nareszcie mają coś do roboty  przeczytali je i prze-
analizowali. Klockner też je przeczytał. Z sześciu nazwisk pięć już znał. Ukrywali
201
się pod nimi mężczyzni w średnim wieku, którzy próbowali zebrać się na odwagę,
żeby zrobić kolejny krok w stronę zawarcia bliższej znajomości z Rickym i Per-
cym. %7ładen z nich nie grzeszył nachalnością.
Jedną ze ścian sypialni pomalowano na biało, po czym za pomocą matrycy na-
niesiono na nią wielką mapę Stanów Zjednoczonych. Korespondentów oznaczo-
no szpileczkami: czerwonymi tych, którzy pisali do Ricky ego, zielonymi tych,
którzy pragnęli poznać Percy ego. Pod szpileczkami widniały ich nazwiska oraz
nazwy miast.
Widać było, że sieć się poszerza. Ricky utrzymywał kontakt z dwudziesto-
ma trzema mężczyznami, Percy z osiemnastoma. Wszyscy razem reprezentowali
trzydzieści stanów. Z każdym tygodniem Bracia pracowali coraz lepiej i coraz
wyd ajniej. Ogłaszali się już w trzech czasopismach. Byli bardzo konsekwentni
i już po trzecim liście zwykle wiedzieli, czy nowy klient ma pieniądze. Albo żonę.
Agenci obserwowali tę grę jak zafascynowani, a uzyskawszy pełną kontrolę
nad poczynaniami Trevora, wiedzieli, że od tej pory nie przegapią żadnego listu.
Sporządzono dwustronicowy raport i niezwłocznie wysłano go do Langley.
O siódmej wieczorem trafił do rąk Deville a.
Telefon zadzwonił dziesięć po trzeciej, kiedy Chap mył okna. Wes wciąż ma-
glował Trevora w gabinecie. Mecenas był znużony. Nie dość, że nie pozwolili mu
się zdrzemnąć, to jeszcze zabronili pić. A on musiał, po prostu musiał strzelić
sobie kielicha.
Chap podniósł słuchawkę.
 Kancelaria adwokacka.
 Czy to. . . kancelaria Trevora?
 Tak. Kto mówi?
 Kim pan jest?
 Nowym praktykantem. Mam na imiÄ™ Chap.
 A gdzie się podziała ta. . . jak jej tam. . . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •