[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stronÄ™.
- O co chodzi? - zapytała, zerkając na schody.
- Wrogowie omal nas nie znalezli. Na szczęście zaklęcie maskujące wejście
było na tyle silne, że się nie zorientowali, ale wiedzą, że gdzieś tu jesteśmy, i
pozostaje tylko kwestiÄ… czasu, kiedy nas znajdÄ….
- Nie mam jeszcze dość sił. Potrzebuję więcej...
- Wiem. Wiem, czego ci trzeba! - Wampir posłał jej gniewne spojrzenie. -
Tylko że moje możliwości właśnie zostały ograniczone, chyba zgodzisz się ze
mnÄ…?
- Niekoniecznie.
- A jak mam ci znosić kolejne ofiary tuż pod nosem Areli? - Wampir
przepełniony frustracją odwrócił się od czarodziejki.
- Może już nie musisz znosić tu kolejnych ofiar.
- Może ty masz wszystko, czego mi trzeba, Kalibanie. Sam możesz dać
temu ciału siłę, jakiej potrzebuje.
- Jak to? - zapytał wampir wciąż odwrócony tyłem do Helde.
- Wampirza krew ma moc uleczania, wzmacnia tych, którzy znalezli się
na krawędzi śmierci, i pozwala im się odrodzić. - Helde patrzyła, jak Kaliban
sztywnieje, usłyszawszy jej sugestię. - Nie po raz pierwszy posłużysz się
własną krwią, by ożywić coś, co uznałeś za stracone. Twój brat wampir
stanowi przykład mocy, która płynie w twych żyłach.
Odwrócił się do czarodziejki z oczami rozżarzonymi wewnętrznym
światłem.
- Myślisz, że potrafiłbym ci zaufać i pozwolił napić się mojej krwi? -
Pokręcił głową z niedowierzaniem. %7łe oddałbym część swojej siły życiowej,
aby cię nakarmić?
- Nie potrzeba dużo - odparła i wydęła usta, by przybrać kuszący wyraz
twarzy, jak się domyślał. Niegdyś piękna, Helde zdawała się nie pamiętać, że
teraz jej oblicze składa się w całości z czarnych bezkręgowców.
Wampir się zastanowił. Za dużo zaryzykował i zbyt wiele poświęcił, aby
teraz się poddać. Pomyślał o wielkiej nagrodzie, jaka go czeka za
wskrzeszenie Helde. Od dawna nie dzielił się krwią. Nie spotkał wielu
podobnych sobie od czasu, gdy jego własny brat został wampirem przed
setkami lat. Nie potrafił też przewidzieć, co się stanie, jeśli da tej istocie krew
wampira.
W krypcie groziło im niebezpieczeństwo, byli pozbawieni osłony. Kaliban
czul się z tym bardzo zle. Musiał zabrać Helde w bezpieczniejsze miejsce,
najlepiej leżące poza Otchłanią, gdzie czarodziejka wreszcie odzyska siły i
moc. Przyszło mu do głowy pewne rozwiązanie: zabierze ją do Leroth. Wieża
znajdowała się między oboma światami i mimo że nie korzystał z niej od
śmierci Gwendoliny, to uważał, że zapewni im bezpieczne schronienie, przy-
najmniej na jakiÅ› czas.
Westchnąwszy, pokręcił głową i skinął na Helde. Zbliżyła się, powłócząc
nogami, a robaki, które z niej spadały, trzaskały pancerzami o podłogę, po
czym szybko wracały, by uzupełnić ubytki w ciele czarodziejki.
Kaliban patrzył podejrzliwie na Helde.
- Czy to aby pomoże? - zapytał.
- Na pewno.
- I pamiętasz, że złożyłaś przysięgę wierności?
- Pamiętam.
Wampir wyciągnął przed siebie rękę i naciął nadgarstek ostrzem
paznokcia protezy drugiej dłoni. Kiedy z rany wypłynęła gęsta, ciemna krew,
podniósł ramię wyżej i odwrócił je, tak by czarodziejka mogła się napić.
Helde chciwie przywarła ustami do jego zimnego ciała, mocno ssąc ranę,
by krew popłynęła szybciej. Po kilku chwilach wydała z siebie cichy jęk,
wciąż pijąc, a Kaliban odpowiedział jej podobnym westchnieniem. Czując,
jak siła życiowa powoli go opuszcza, szarpnął ramieniem, by je uwolnić z
uścisku czarodziejki, lecz ona ze wszystkich sił obejmowała jego przedramię i
z zamkniętymi oczami, pogrążona w ekstazie, wysysała wampirzą krew z
jego ciała. Poczuł, że kręci mu się w głowie.
- Dość - powiedział i mocniej szarpnął ręką. Ale Helde, nawet jeśli go
usłyszała, to nie zwracała uwagi na jego słowa, a jej uścisk stawał się coraz
silniejszy.
- Dość! - ryknął wampir i tym razem pchnął ją z całej siły, tak że oboje
przewrócili się na podłogę.
Osłabiony, Kaliban dzwignął się na ręce i nogi i podniósł głowę, by
spojrzeć na leżącą postać czarodziejki. Oczy wciąż miała zamknięte, lecz w
kącikach jej ust pojawił się uśmiech, wydawała się też mocniejsza niż kiedy-
kolwiek. Zerknął na ranę na nadgarstku, która już zaczęła się goić. Będzie
musiał się pożywić, żeby odzyskać siły. Czuł się osłabiony, tak słaby, jak już
nie czuł się od dawna. Musiał odpocząć.
Zanim zamknął oczy, jeszcze raz spojrzał na Helde. Teraz i ona patrzyła
na niego, a jej wzrok, choć zmęczony, wyrażał też zadowolenie.
- Dziękuję ci, mój panie - powiedziała.
Kaliban skinął głową i obie istoty cienia pogrążyły się we śnie.
28
Shentob siedział wpatrzony w zbroję położoną na końcu łóżka, pogrążony
w myślach.
- Dlaczego ją zatrzymałeś? - zapytał Trey.
- Ponieważ był dobrym zawodnikiem. I był dobry dla Shentoba. Daniel
Laporte powiedział, że spróbuje wrócić po mnie i uratować mnie od tego. -
Demon pokazał ręką dookoła siebie, a potem znowu spojrzał na Treya swoim
jedynym dobrym okiem i się uśmiechnął.
- Shentobie, wiesz, że mój ojciec nie żyje, prawda?
Demon wzruszył ramionami, jakby go nie słyszał.
- Był dobry dla Shentoba - powtórzył i pokazał na paskudną
pomarszczoną ranę w miejscu, gdzie powinno się znajdować drugie oko. -
Gdyby nie Daniel Laporte, stary Shentob straciłby dwoje oczu.
- Jak to?
- Shentob widział coś, czego nie powinien zobaczyć. Przyłapano go, jak
patrzył. Molok wydłubał mu oko. Zabrałby mu też drugie, ale był tam Daniel
Laporte, który powstrzymał księcia demonów. - Mały demon patrzył przed
siebie, jakby jeszcze raz oglądał tamtą scenę w wyobrazni. - Powiedział
Molokowi, że jeśli chce, by wilkołak został jego nowym czempionem, to
musi zostawić Shentobowi drugie oko. Molok się wściekł, ale przystał na żą-
danie likantropa. - Służący po raz kolejny spojrzał w dal, poruszając ustami,
jakby rozmawiał z samym sobą.
- Shentobie, jak długo tu jesteś?
Mały demon nic nie odpowiedział, całkowicie pogrążony we
wspomnieniach. Trey wyciągnął rękę i dotknął jego ramienia. Dotknięty
znienacka Shentob krzyknął z przestrachu i odskoczył jak oparzony,
zasłaniając się rękoma.
- Już dobrze - rzucił Trey i uniósł dłonie. Demon odpowiedział mu
niepewnym uśmiechem. - Jak długo tu jesteś?
- Długo. Bardzo długo.
- W ilu igrzyskach walczył mój ojciec?
Demon spojrzał na niego, jakby rozmawiał z idiotą.
- Tylko w jednych. Jedne igrzyska demonów dla Daniela Laporte'a. Ale co
to były za igrzyska! Był wspaniały, tak, o tak! Wielu wciąż jeszcze twierdzi,
że to były najlepsze igrzyska.
- A dlaczego mój ojciec wtedy walczył?
- A dlaczego ktokolwiek walczy w igrzyskach? - Służący wzruszył
ramionami, a jego spojrzenie wciąż mówiło, że towarzysz zadaje mu głupie
pytania. - Zawiera się umowy, składa obietnice. Jedni walczą o wolność, inni
- by uzyskać władzę, jeszcze inni chcą mieć dostęp do świata ludzi. - Shentob
zamilkł i spojrzawszy uważnie na chłopaka, dodał: - A są też tacy, jak twój
ojciec, którzy potrzebują informacji.
- A jakich to informacji szukał mój ojciec? Jaką umowę zawarł z
Molokiem?
- Chciał się dowiedzieć, gdzie jest zabójca twojej matki. Pragnął znalezć i
zabić wampira o imieniu Kaliban.
- I Molok mu w tym pomógł?
Shentob syknął i splunął na podłogę.
- Książę demonów pomaga tylko samemu sobie. Twój ojciec pragnął
zemsty, a Molok obiecał, że mu ją umożliwi. Chciał, żeby w walkach po raz
pierwszy wystąpił likantrop, dlatego skontaktował się z Danielem Laporte'em
i powiedział mu, że dostanie to, czego chce, jeśli będzie dla niego walczył.
Książę demonów działał podssstępnie. - Shentob wysyczał ostatnie słowo. -
Musiał zachować swoje plany w tajemnicy przed wampirem Lucienem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Archiwum
- Indeks
- dickson gordon smok i jerzy 04 smok na wojnie
- John Ringo Council War 04 East of the Sun, West of the Moon v5.0
- Winston Anne Marie Ryzykowna gra Dziewczyny z ulicy Bursztynowej 04
- Troy Denning Dark Sun Prism Pentad 04 Obs
- Jeffries Sabrina Taniec zmysłów Stare panny Swanlea 04
- Arthur Conan Doyle Sherlock Holmes 04 Dolina trwogi
- Dan Abnett Duchy Gaunta 04 Gwardia Honorowa
- Kurs Maven’a [cz.04] – porzšdki uzupełnienie Emil Kaczyński
- Smedman Lisa Wojna Pajęczej Królowej 04 Zagłada
- Glen Cook Garrett 04 Old Tin Sorrows
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qiubon.opx.pl