[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Markiz zamierzał jej sprawić tą uwagą przyjemność. Aspazja pomyślała, że chodzi mu o
to, iż zamieszka w Grimstone z Jerrym i będzie mogła dosiadać koni z jego stajni.
Wiedziała, że najlepsze konie na świecie nie zrekompensują takich chwil jak ta, kiedy
radowała się ich wspólną przejażdżką.
Spojrzała na niego spod rzęs i pomyślała, że żaden inny mężczyzna nie może być bar-
dziej przystojny i być lepszym jezdzcem niż on.
Zawsze sądziła, że Jerry świetnie jezdzi konno, gdy jednak patrzyła na markiza, wyda-
wało jej się, że stanowi on jedność ze swoim wierzchowcem. Jechał z wyjątkową wprawą.
Nie rozmawiali zbyt dużo po śniadaniu. Przejechali jeszcze półtorej godziny, zanim mar-
kiz wskazał batem i powiedział:
 Przed nami jest Thame.
Jeśli Grimstone było imponujące, Thame było piękne. Jego wieżyczki i wieże rysujące
się na tle nieba wyglądały jak obraz ze snów.
Gdy zjeżdżali ku podjazdowi przez chwilę zabolało ją, że nie będą już sami.
Wokół na pewno kręci się dużo służących, a za godzinę przyjedzie wuj.
Porywczo powiedziała:
R
L
T
 Dziękuję, że zabrał mnie pan tutaj ze sobą. Będę to zawsze pamiętała.
 Mówi pani tak, jakby się to miało już nigdy nie zdarzyć  markiz spojrzał na nią ba-
dawczo.
 Mam nadzieję, że jeszcze się zdarzy  powiedziała cicho Aspazja.  Zdaję sobie
jednak sprawę, że jest pan zajętym człowiekiem... nie chciałabym się panu naprzykrzać.
 Nie zdarzyło się to, odkąd panią spotkałem  powiedział.  Zaskoczenia, problemy,
niepokoje, tak! Ale nie naprzykrzanie siÄ™ lub nuda!
Dziewczynie wydało się, że czytał w jej myślach.
 To właśnie chciałam od pana... usłyszeć... ponieważ tego się... bardzo obawiam.
Kiedy podjechali przed front domu dodała:
 Proszę mi powiedzieć kiedy... zechce pan, żebym wyjechała... nie chciałabym prze-
dłużać mojego pobytu... jak to się zdarza niektórym gościom, którzy nie wiedzą kiedy powin-
ni... wyjechać. Markiz zaśmiał się.
 Kto pani tak powiedział?
 Myślałam tak zawsze, kiedy ludzie przyjeżdżali zobaczyć się z wujem  odparła
Aspazja.  Siedzieli i siedzieli. Wydawało się, że nie ma żadnej możliwości żeby pozbyć się
ich w kulturalny sposób.
Uśmiechnęła się.
 Jestem pewna, że pan potrafi pozbywać się gości, nie dając im do zrozumienia, że są
niepożądani.
 Obiecuję, że dam pani znać kiedy będzie pani niemile widziana.
 Dziękuję  powiedziała Aspazja mając w głębi serca nadzieję, że jeszcze długo to
nie nastÄ…pi.
Weszli do domu, w którym panowała zupełnie inna atmosfera niż w tych miejscach,
gdzie bywała do tej pory.
Nie potrafiła sobie tego wyjaśnić. Czuła jakby emanujące ku niej prądy szczęścia i do-
znała poczucia bezpieczeństwa w opiekuńczych ścianach tego domu.
Chciała zobaczyć obrazy markiza i oto były przed nią. Zanim jeszcze znalazła się w po-
koju wydawała okrzyki zachwytu na widok wspaniałych płócien wiszących na ścianach.
Markiz uśmiechnął się do niej:
 Chciałbym pomówić z panią Aspazjo, zanim wuj pani przyjedzie.
Spojrzała na niego z lękiem.
R
L
T
Kiedy jechali było gorąco, zdjęła więc teraz kapelusz i położyła go na krześle.
Po chwili wahania, zdjęła również żakiet. Marta wyprała i uprasowała zeszłej nocy jej
białą bluzkę, pomyślała jednak, że wydaje się ona wypłowiała i zaniedbana, zwłaszcza na tle
wspaniałego domu markiza.
Spostrzegła, że markiz patrzy na nią, więc zapomniała o wszystkim.
Podeszła do niego i spojrzała pytająco, zgadując, że ma jej coś ważnego do powiedzenia.
Jednak od razu poczuła lęk, jakby miało to być coś, czego nie chciała usłyszeć.
Wiedziała, że markiz dobiera odpowiednie słowa.
 Zeszłej nocy, zanim przybiegła pani do mojego pokoju, rozmyślałem o pani przyszło-
ści.
Aspazja zesztywniała. Wiedziała, że na pewno będzie to coś, co ją unieszczęśliwi.
 Nie ma powodu... żeby martwił się pan o mnie... teraz.
 Czy ma pani już jakieś plany?  spytał.
 Zastanawiałam się, gdy tu jechaliśmy  powiedziała cicho  że najlepiej będzie...
jeśli wrócę na... plebanię... i będę zajmowała się wujem... tak jak dotąd... odkąd mama... umar-
Å‚a.
Markiz spojrzał na nią, jakby chciał się upewnić, że mówi szczerze.
 Wydaje mi się, że w ten sposób zmarnuje pani swoją urodę.
 Moją urodę?  spytała zaskoczona.
 Na pewno zdaje pani sobie sprawę, że jest piękna  powiedział to we właściwy sobie,
spokojny i nieco oschły sposób.  Kiedy ujrzałem panią pierwszy raz pomyślałem, że w Lon-
dynie, nawet wśród najpiękniejszych kobiet, wzbudziłaby pani sensację.
 Pomyślał pan tak... kiedy zobaczył mnie... w Grimstone House?
Oczy markiza zabłysły.
 Właściwie nie wyobrażałem sobie pani w Carlton House ani w pałacu Buckingham.
Ale teraz wiem, że gdziekolwiek by się pani pokazała, spotkałby panią zachwyt i komplementy.
 Dziękuję  powiedziała Aspazja.  Ale wie pan dobrze, że... tylko by mnie to wy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •