[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żeby przewietrzyć nieco przed jutrzejszym turniejem.
Położyła torebkę i powiesiła płaszcz, gdy do pokoju weszła Connie.
- W porządku, wczoraj nie chciałaś ze mną rozmawiać, ale nie możesz
mnie wiecznie unikać. Zresztą i tak wszystko słyszałam. - Odsunęła torebkę
Dany i usiadła na biurku. - Opowiedz mi teraz całą historię.
- Skoro wszystko słyszałaś, to po co mam powtarzać? - odparła Dana.
- O rany. - Connie przewróciła oczami. - Słyszałam rozmowę, ale nic
pona
ous
l
a
d
an
sc
z tego nie zrozumiałam. To tak jakby układać puzzle, nie mając wzoru. Więc
kim jest Zake Ferris, dlaczego twierdzi, że jesteś jego żoną i co zamierzasz
zrobić? I co ma z tym wszystkim wspólnego dyrektor Howell?
- Dyrektor Howell nie ma z tym nic wspólnego. - Dana starała się
sobie przypomnieć proste wytłumaczenie, jakie wymyśliła zeszłej nocy, tyle
tylko, że w świetle dnia nie wydawało się ono wcale proste. W gruncie
rzeczy, było zupełnie bez sensu.
Zadzwonił wewnętrzny telefon i Dana czym prędzej go odebrała, byle
tylko uniknąć dalszego przesłuchania.
- Pan dyrektor Howell do ciebie idzie, Dano - powiedziała
recepcjonistka.
- I co, nie ma z tym nic wspólnego? - spytała Connie z lekkim
przekÄ…sem.
Dana poczuła ucisk w żołądku. Była niemal pewna, że Barclay szedł
obwieścić jej, że propozycja małżeństwa jest już nieaktualna. Jeśli się nie
myliła, miała przed sobą krótką i nieprzyjemną rozmowę, po której jednak
sytuacja nieco się rozwikła.
Lecz jeśli sprawy przybiorą niepomyślny obrót...
Nie, uspokoiła samą siebie. Nawet dyrektor szkoły nie mógł zwolnić
jej bez powodu.
- Chyba lepiej, jak sobie pójdę - powiedziała Connie, zeskoczyła z
biurka i wyszła.
Po chwili drzwi się ponownie otwarły i stanął w nich Barclay.
Widywała go już z posępną miną ale nigdy nie wyglądał aż tak groznie.
- Dzień dobry, Dano - powiedział poważnym głosem. - Myślę, że
powinniśmy porozmawiać o tym, co zaszło wczorajszego wieczoru. Jak się
można było spodziewać, korytarze aż huczą od plotek. yle się stało, że nie
pona
ous
l
a
d
an
sc
uznałaś za stosowne powiedzieć mi o błędach swojej młodości. W twojej
teczce personalnej również nie ma żadnej wzmianki na ten temat.
Przeczytał moje akta, zanim złożył mi propozycję...
- Ale to siÄ™ zdarza - ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej Barclay. - Ludzie czasem siÄ™
rozwodzą. Szkoda tylko, że Zake Ferris ma takie osobliwe poczucie humoru.
- On nie żartował - sprostowała.
- Sądzę, że w tej sytuacji najlepiej będzie, jeśli... - przerwał w pół
zdania. - Co powiedziałaś?
- Mówił prawdę. W wyniku pewnego formalnego niedopatrzenia
rozwód nigdy nie nabrał mocy prawnej.
Barclay stał z otwartymi ustami.
- Cieszę się, że mogę z tobą o tym porozmawiać, bo potrzebuję rady.
Pomóż mi znalezć dobrego...
- To faktycznie dość szokująca wiadomość. - Barclay przełknął ślinę.
- Oczywiście rozumiem - powiedziała. - I nie spodziewam się, by...
- Nie wiem, co się ze mną dzieje, Dano - oznajmił prosto z mostu. -
Dopiero teraz zaczyna do mnie docierać... Myślałem, że to mnie do ciebie
zniechęci, ale tak się nie stało. Przeciwnie, podejrzewam, że mogę być w to-
bie zakochany. Dana nieomal jęknęła. Jeszcze tego brakowało: Barclay robił
siÄ™ sentymentalny!
- Wybór twojej osoby wydawał mi się tak rozsądny, że do głowy mi
nie przyszło, że czuję do ciebie coś więcej niż szacunek. Ale teraz wiem, że
chcę poczekać, dopóki nie rozwiążesz swoich problemów. - Było jasne, że
choć to dla niego nowa sytuacja, to podoba się sam sobie w roli
zakochanego mężczyzny.
- Tak, wiem na pewno. Właśnie tak zrobimy. Moja popularność wśród
członków Rady Dyrektorów pozwoli nam przetrwać ten trudny czas.
pona
ous
l
a
d
an
sc
A ja myślałam, że to Zake ma rozdęte ego... Dana była zbyt ogłupiała,
żeby zrobić jakikolwiek ruch. Nim się zorientowała, Barclay był już przy
niej, objÄ…Å‚ jÄ… ramieniem i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie.
Najpierw zamkniętymi ustami dotknął jej warg. Trwało to może
sekundę. Następnie lekko rozchylił usta. Gdy poczuła, że próbuje wcisnąć
koniuszek języka między jej zaciśnięte wargi, wyrwała mu się.
- Oczywiście, kochanie, masz rację. Nie powinniśmy ryzykować,
każdy może tu wejść. Powinienem bardziej nad sobą panować, to w końcu
na mnie spoczywa odpowiedzialność za nas oboje.
- To nie może się powtórzyć - stwierdziła, po czym udała, że czegoś
szuka w torebce. - Bo Zake i ja... zdaliśmy sobie sprawę, że pomimo upływu
lat nadal coś nas łączy. - Obopólny brak zaufania i szantaż, dopowiedziała w
myśli.
Barclay patrzył na nią tak, jakby zobaczył Marsjankę. Uwagę Dany
odwrócił jakiś szmer przy drzwiach. W progu stał Zake. Jak długo tam był,
ile widział, ile słyszał?
- Kochanie, zapomniałaś mi rano dać kluczy - powiedział swobodnie.
Podszedł do biurka, gdzie leżała jej torebka, i z bocznej kieszeni wyjął pęk
kluczy.
Punkt dla niego, pomyślała. Wczoraj musiał zauważyć, gdzie je
schowałam.
- Czekam na ciebie w domu. - Nachylił się do jej ucha. - A to, żeby
odświeżyć ci pamięć ostatniej nocy - dodał szeptem na tyle głośnym, by
Barclay to usłyszał, po czym przytulił ją i pocałował w szyję. Wypuścił ją z
objęć, gdy niemal straciła dech w piersiach. Potem machnął ręką Barclayowi
i wyszedł.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że zabrał klucze od jej
pona
ous
l
a
d
an
sc
mieszkania.
ROZDZIAA CZWARTY
Po wyjściu Zake'a cisza, jaka zapanowała w biurze, była tak
przytłaczająca, że Dana bała się poruszyć.
Po upływie minuty Barclay znów się odezwał, ale Danie wydawało
się, że minęła cała wieczność.
- To jest to coś, co was jeszcze łączy? - zapytał.
- Jest mi przykro, że byłeś świadkiem tej sceny, ale próbowałam cię
ostrzec - powiedziała Dana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •