[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Victorię ogarnęła głęboka depresja, pomyślała: Co za koszmarne miejsce!".
Otrząsnęła się jednak, przeszła przez podest schodów i zapukała do pani Clipp. Przed
przystąpieniem do własnej toalety i doprowadzeniem się do porządku czekały ją długie i
żmudne posługi.
Po kąpieli, lunchu i dłuższej drzemce Victoria wyszła na taras, patrząc łaskawszym już
okiem na Tygrys. Burza usta
piła, zniknęły żółte opary. Pojawiło się blade jasne światło. Po drugiej stronie rzeki widać
było delikatne sylwetki palm i porozrzucanych domów.
Z ogrodu na dole dobiegały jakieś głosy. Victoria wyjrzała przez balustradę. Pani Hamilton
Clipp, niezmordowanie gadatliwa, dusza-człowiek, nawiązała znajomość z jakąś kobietą,
jedną z tych zahartowanych Angielek w trudnym do określenia wieku, które zawsze można
spotkać za granicą.
- ... i naprawdę nie wiem, co ja bym bez niej zrobiła -mówiła pani Clipp. - To przeurocza
dziewczyna. I na dodatek ma świetne koligacje. Siostrzenica biskupa Llangow.
- Jakiego biskupa?
- Chyba Llangow, tak mi siÄ™ wydaje.
- Bzdura, nikt taki nie istnieje - stwierdziła Angielka.
Victoria zmarszczyła brwi. Znała ten typ kobiet: mieszkanka angielskiego hrabstwa, co nie
da się nabrać na fałszywych biskupów.
- Może coś przekręciłam - powiedziała niepewnie pani Clipp. - W każdym razie -
podsumowała - to na pewno dziewczyna na miejscu i bardzo miła.
- Hm! - powiedziała tamta z powątpiewaniem w głosie.
Victoria postanowiła trzymać się z dala od tej damy. Instynkt podpowiadał jej, że wymyślanie
historyjek na użytek tego rodzaju kobiet jest sprawą ryzykowną.
Wróciła do pokoju, usiadła na łóżku i zaczęła się zastanawiać nad swą obecną sytuacją.
Mieszkała w hotelu Tio, który na pewno nie był tani. Cały jej majątek to cztery funty
siedemnaście szylingów. Zjadła suty lunch, za który jeszcze nie zapłaciła i którego pani
Hamilton Clipp nie musiała jej fundować. Pani Clipp była zobowiązana pokryć tylko koszty
podróży do Bagdadu. Umowa została dotrzymana. Victoria dostała się do Bagdadu, a pani
43
Clipp otrzymała sprawną pomoc w osobie siostrzenicy biskupa, byłej pielęgniarki i
wykwalifikowanej sekretarki. Wszystko to już miały za sobą ku zadowoleniu
obu stron. Pani Hamilton Clipp wybierała się wieczornym pociągiem do Kirkuku i na tym
koniec. Victoria miała cichą nadzieję, że pani Clipp wręczy jej na pożegnanie prezent w
postaci jakiejś gotówki, doszła jednak do przykrego wniosku, że to raczej
nieprawdopodobne. Pani Clipp nie miała przecież pojęcia, że Victoria jest w poważnych
tarapatach finansowych.
Co powinna zrobić Victoria w takiej sytuacji? Odpowiedz była oczywista. Znalezć Edwarda.
Z przykrością stwierdziła, że nie ma pojęcia, jak Edward ma na nazwisko. Edward, Bagdad.
To rzeczywiście bardzo dużo, pomyślała, zupełnie jak ta saraceńska panna, co przyjechała
do Anglii, znajÄ…c tylko imiÄ™ kochanka, Gilbert, i nazwÄ™ kraju, Anglia. Romantyczna historia,
ale mocno kłopotliwa. Co prawda, w Anglii za czasów wypraw krzyżowych nie było nazwisk.
Z drugiej strony ówczesna Anglia była większa od dzisiejszego Bagdadu, za to rzadko
zaludniona.
Victoria oderwała się od tych interesujących spekulacji i wróciła do twardej rzeczywistości.
Musi natychmiast znalezć Edwarda, a Edward musi znalezć jej pracę. Też natychmiast.
Nie znała, co prawda, nazwiska Edwarda, ale wiedziała, że przyjechał do Bagdadu jako
sekretarz niejakiego doktora Rathbone'a, można też przypuszczać, że ów Rathbone jest
jakąś ważną osobistością.
Victoria upudrowała się, przygładziła włosy i wyruszyła na dół, by zdobyć informacje.
W hallu spotkała promiennego Marcusa, który obsypał ją komplementami.
- A, panna Jones, zapraszam paniÄ… na drinka. Bardzo lubiÄ™ angielskie damy. Wszystkie
angielskie damy w Bagdadzie należą do moich przyjaciół. U mnie w hotelu każdy czuje się
dobrze. Chodzmy do baru.
Victoria, nie mając nic przeciw szczodrej gościnności, zgodziła się bez oporów.
Siedząc na stołku w barze i popijając dżin, rozpoczęła swe poszukiwania.
- Zna pan może doktora Rathbone'a? Przyjechał teraz do Bagdadu - spytała.
- Znam każdego człowieka w Bagdadzie - stwierdził radośnie Marcus Tio. - I każdy zna
Marcusa. Jest tak, jak mówię. Och, mam bardzo, bardzo wielu przyjaciół.
- Z pewnością - powiedziała Victoria. - Zna pan doktora Rathbone'a?
- W zeszłym tygodniu miałem tu marszałka lotnictwa dowodzącego całym Zrodkowym
Wschodem. Marcus, mówi, stary łobuzie, nie widziałem cię od czterdziestego szóstego. Nic
nie schudłeś". Bardzo miły człowiek. Bardzo go lubię.
- A Rathbone? Też jest miły?
- Wie pani, lubię ludzi wesołych. Nie lubię ponuraków. Lubię ludzi wesołych, młodych i z
wdziękiem, takich jak pani. Mówi do mnie ten marszałek: Za bardzo lubisz kobiety, Marcus".
A ja mu na to: Nie, za bardzo lubię Marcusa, w tym cały sęk..." - Marcus wybuchnął
śmiechem i zawołał: - Jezus, Jezus!
Victoria była zaskoczona, ale okazało się, że barman nazywa się Jezus. Pomyślała po raz
kolejny, że Wschód jest dziwnym miejscem na ziemi.
44
- Jeszcze jeden dżin z sokiem pomarańczowym i whisky - zakomenderował Marcus.
- Chyba nie powinnam...
- Ależ tak, tak, powinna pani. To słabiutkie.
- Chodzi mi o doktora Rathbone'a - nalegała Victoria.
- Ta pani Hamilton Clipp... co za dziwne nazwisko... z którą pani przyjechała, jest zdaje się
Amerykanką. Lubię Amerykanów, a najbardziej Anglików. Amerykanie są zawsze bardzo
smutni. Chociaż czasami, tak, potrafią się zabawić. Pan Summers - zna go pani? - pije
strasznie dużo, jak przyjeżdża do Bagdadu, śpi przez trzy dni i nie budzi się. To już
przesada. To jest nieładnie.
- Proszę mi pomóc - powiedziała Victoria. Marcus był wyraznie zdziwiony.
- Oczywiście, pomogę pani. Zawsze pomagam, jak kogoś lubię. Pani powie, co pani chce, a
wszystko zaraz będzie. Stek na zamówienie albo bardzo dobry indyk z ryżem i rodzynkami, i
ziołami, albo małe kurczaczki.
- Nie chcę kurczaczków - powiedziała Victoria. - W każdym razie nie teraz - dodała na
wszelki wypadek. - Chcę odnalezć tego Rathbone'a. Doktor Rathbone. Dopiero co przy-
jechał do Bagdadu. Ze swoim... ze swoim sekretarzem.
- Nie wiem - powiedział Marcus. - Nie mieszka w Tio. Sugestia była wyrazna: kto nie
mieszka w Tio, nie istnieje dla Marcusa.
- Ale są inne hotele - nalegała Victoria. - A może ma tu dom?
- Tak, są inne hotele. Babylonian Pałace, Sennacherib, Zobeide. To dobre hotele, ale nie
takie jak Tio.
- Na pewno nie takie - zapewniła Victoria. - Ale nie wie pan, czy doktor Rathbone zatrzymał
się w którymś z nich? Prowadzi jakieś towarzystwo, coś, co ma związek z kulturą, z
książkami.
Na wzmiankę o kulturze Marcus stał się bardzo poważny.
- Tego właśnie potrzebujemy - powiedział. - Musi być kultura. Sztuka, muzyka - to mi się
bardzo, bardzo podoba. Lubię sonaty skrzypcowe, jak nie są za długie.
Victoria szczerze się z nim zgadzała, zwłaszcza z tym, co powiedział na końcu, ale widziała,
że nie zbliża się ani na krok do celu. Rozmowa z Marcusem była bardzo zabawna, a Marcus
był naprawdę uroczy z tym swoim dziecięcym entuzjazmem do życia, tylko dialog z nim
przypominał wysiłki bohaterki przygód Alicji w Krainie Czarów, by znalezć ścieżkę
prowadzącą na pagórek. Ach ten Marcus! Każdy temat wiódł do punktu wyjścia.
Odmówiła następnego drinka i wstała. Trochę kręciło się jej w głowie. Koktajle Marcusa nie
były wcale słabe. Wyszła na taras, oparła się o poręcz i stała, patrząc na rzekę. Nagle z tyłu
usłyszała głos.
- Przepraszam, ale powinna pani włożyć żakiet. Tak, tak, wydaje się wam, że to lato, kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Archiwum
- Indeks
- Enoch Suzanne Guwernantka 02 Spotkania o polnocy
- Cartland_Barbara_ _Spotkamy_sie_w_San_Francisco
- 0092. Graham Lynne Spotkanie po latach
- Elizabeth Batten Carew Beyond the Clouds (pdf)
- Hohlbein, Wolfgang Kapitän Nemos Kinder 11 Die Stadt Unter Dem Eis
- FrĂśhlich, Susanne Lackschaden
- Harrison Harry Filmowy wehikuśÂ‚ czasu
- Greg Bear Songs of Earth 02 The Serpent Mage
- H. A. Guerber Legends of the M
- S J Willing [Piact Undercover Agents 03] Dante I (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qiubon.opx.pl