[ Pobierz całość w formacie PDF ]

47
- SpotkaÅ‚em pannÄ™, Cleone - powiedziaÅ‚. - Trudno so­
bie wyobrazić moje zaskoczenie i moją radość.
- Doprawdy - wyjąkała pani Charteris. - Spotkał
pan... No tak, oczywiście.
- Pan Bancroft był tak uprzejmy, iż zechciał uwolnić
mnie od koszyka - wyjaśniła jej córka. - Udaje też, że
mnie pamięta, maman. Ale mnie nie oszuka.
- Nigdy nie byÅ‚o moim zamiarem oszukać paniÄ…, pan­
no Cleone. Byłem szczery, gdy mówiłem, że pani obraz
na zawsze zapadł mi w duszę.
- Zabierz go do ogrodu, Cleone - błagalnym tonem
szepnęła pani Charteris. - Z pewnością nasz gość będzie
chciał zobaczyć się z twoim papą.
Coś takiego nie przyszło panu Bancroftowi do głowy,
przełknął to jednak z należytą gracją.
- Zechce mnie pani zaprowadzić, panno Cleone? -
Ukłonił się i podał jej ramię.
Cleone położyła koniuszki palców na jego ręce.
- OczywiÅ›cie, sir. PapÄ™ znajdziemy przy różach. - Ru­
szyli do drzwi.
- Róże! - Pan Bancroft westchnÄ…Å‚. - Jakże odpowied­
nie tło dla pani urody.
Cleone odpowiedziaÅ‚a cichym, gardÅ‚owym Å›mie­
chem.
- Są tłem dla urody papy, a nie mojej - dorzuciła.
Gdy dwadzieścia minut pózniej sir Maurice wkroczył
do rozarium, zastaÅ‚ Bancrofta i Cleone w altance, pogrÄ…­
żonych w intymnej rozmowie, podczas gdy pan Charte­
ris ścinał obok przekwitłe róże.
48
Pan Charteris powitał gościa machnięciem wielkich
nożyc.
- Witam, sir Maurice! Dzień mamy, w istocie, ciepły
i przyjemny. Przyjechał pan, żeby się z nami zobaczyć?
Sir Maurice odciÄ…gnÄ…Å‚ go na bok.
- Spotkałem we wsi tego... pstrokatego pawia. Co się
dzieje, u licha! Co on tu robi?
Pulchne oblicze pana Charterisa rozjaśnił przebiegły
uśmiech, podejrzanie podobny do ironicznego grymasu.
- Widziałeś pan kiedyś coś podobnego? - Zachichotał
- To młody Bancroft; na wygnaniu.
- Tyle sam odgadłem. Na wygnaniu, powiadasz?
Bufon!
Pan Charteris uniósł ręce.
- To bardzo elokwentny młodzieniec i, zapewniam
pana, dżentelmen z ogładą.
- Gładki mydłek! - prychnął sir Maurice. - Co za pie
kielny tupet! - Odwrócił się i ruszył w stronę altanki.
Cleone wstała na jego widok.
- Och, sir Maurice. - Podeszła do niego. - Nie zauwa
żyłam pana.
Starszy pan uniósł do ust jej rękę.
- Byłaś zajęta czym innym, moja droga. Zechcesz
przedstawić mi twego kawalera?
Cleone skarciła go wzrokiem.
- Ależ sir Maurice! To pan Bancroft. Pan Bancroft -
sir Maurice Jettan.
Pan Bancroft zamiótł ziemię kapeluszem i skłonił
upudrowaną głowę.
49
- Jestem szczęśliwy, że mogÄ™ odnowić z panem zna­
jomość, sir.
Sir Maurice kiwnął głową.
- Słyszałem, że zamierza pan zaszczycić Fittledean
swojÄ… obecnoÅ›ciÄ… przez kilka tygodni - rzuciÅ‚, wstrzÄ…sa­
ny tłumionym śmiechem. - Musi pan koniecznie poznać
mojego syna, Philipa.
- Nic nie sprawi mi wiÄ™kszej przyjemnoÅ›ci - zapew­
nił go Bancroft. - Mam nadzieję uczynić to natychmiast.
To wielkie szczęście móc spotykać starych przyjaciół,
zwÅ‚aszcza gdy siÄ™ dowiadujÄ™, że pewna osoba - tu skÅ‚o­
nił się w stronę Cleone - nie zapomniała o mnie.
- Hm! - rzucił enigmatycznie sir Maurice, po czym
niespodziewanie obdarzyÅ‚ mÅ‚odego czÅ‚owieka uÅ›mie­
chem. - Przyjechałem tu, żeby usilnie prosić pana Char-
terisa, by zechciał wyświadczyć mi ten zaszczyt i przybyć
na kolację we środę...
- Z najwiÄ™kszÄ… ochotÄ…, z najwiÄ™kszÄ… ochotÄ… - przytak­
nął pan Charteris, który do nich dołączył.
- ...wraz z małżonką oraz Cleone. Przyjdziesz, moja
droga? Rozmawiałem już z twoją maman.
Cleone ujęła go pod rękę.
- To bardzo miło z pana strony. Bardzo dziękuję.
Sir Maurice poklepaÅ‚ jej drobnÄ… dÅ‚oÅ„, po czym zwró­
cił się do pana Bancrofta:
- Ufam, że pan również nas zaszczyci.
- To kolosalna uprzejmość z paÅ„skiej strony, sir, spie­
szę więc przyjąć zaproszenie. Powiedział pan we środę,
tak? Z największą przyjemnością!
50
- Cleone, moja droga, podaj mi ramiÄ™ i podejdz ze
mnÄ… do tego krzaka róż. Wybierzesz mi jednÄ… do buto­
nierki, jeÅ›li Å‚aska. Nie, nie ty, Charteris, ona to zrobi swo­
imi ślicznymi paluszkami.
Sir Maurice poprowadził Cleone na drugi koniec
ogrodu, zostawiajÄ…c niepocieszonego pana Bancrofta.
Gdy znalezli siÄ™ poza zasiÄ™giem gÅ‚osu, starszy pan spoj­
rzał w zuchwałe błękitne oczy.
- Szelmutka z ciebie, moja miła.
Na twarzy Cleone ukazały się czarujące dołeczki.
- Nie rozumiem, dlaczego pan tak mówi, sir.
- Oczywiście, że nie - zgodził się sir Maurice. - Co
to znów za sztuczki? Chcesz wzbudzić zazdrość w Phi-
lipie, hÄ™?
- Sir! Jak pan może?
- Moja kochana, wiem o tobie wszystko, bo jestem już stary.
Musisz za wszelką cenę sprawić, by Philip poczuł zazdrość.
- Ale ja nigdy...
- Oczywiście, że nie. Sądzę jednak, że byłby to bardzo
dobry plan. ChÅ‚opak jest zbyt zadufany w sobie i fleg­
matyczny.
- Zadufany w... Och, w istocie tak!
- Jeśli potrząśniesz Philipem od stóp do głów, zyskasz
błogosławieństwo jego ojca.
Cleone spróbowała powściągnąć drżenie warg.
- Sir... jest pan... bardzo brzydkim... intrygantem.
- Nie mówmy już więcej o tym. A teraz wybierz mi
różę, moja mała czarownico. Gdybym miał dziesięć lat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •