[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na oku.
- Wygląda na to, że czeka nas piękne popołudnie - zauważył.
Tuż przy koniu stał stajenny, lecz z szacunkiem dotknął palca
mi daszka czapki i nie ruszył się z miejsca, gdy Sydnam pomagał jej
wsiąść do dwukółki, a potem oddał mu lejce i ruszyli.
A więc Sydnam zamierzał sam powozić! Powinna się była tego
spodziewać. Przecież stawił czoło różnym wyzwaniom, w tym jez
dzie konnej.
- Może pani być spokojna - zapewnił ją, jakby czytał w jej my
ślach. - Mam w tej dziedzinie duże doświadczenie. Zadziwiające,
ile rzeczy można robić jedną ręką! Bywało, że powoziłem całym
zaprzęgiem, choć muszę przyznać, że trochę się wtedy bałem.
I rzeczywiście, równie dobrze radził sobie z powożeniem jak
przedtem z jedzeniem czy innymi czynnościami. Przekonała się
o tym, gdy bez wysiłku zawrócił konia na podjezdzie, a pózniej,
kiedy zatrzymali się pod jego domkiem, żeby zabrać koszyk z pro
wiantem, i gdy przejeżdżali przez bramę i po moście. Skręcił wtedy
z głównego traktu na węższą drogę, wiodącą poza wieś.
- Czy może pan pisać lewą ręką?
- Potrafię nakreślić parę koślawych liter i - dziwna rzecz - inni
umieją je odczytać. Piszę przez minutę słowo, które ma więcej niż
trzy litery, lecz tylko pod warunkiem, że przygryzę język pod od
powiednim kÄ…tem.
Wybuchnęła śmiechem, on również. Nie mogła uwierzyć, że
początkowo widziała w nim załamanego człowieka. Z pewnością
nie był kimś, kto użalałby się nad sobą. Potrafił się śmiać z każdego
żartu, nawet z siebie samego, co świadczyło o harcie ducha.
- Czy nie mógłby pan trzymać pędzla w lewej ręce?
Od razu pożałowała tych słów. Chociaż naprawdę chciała wie
dzieć, czy próbował podjąć także i to wyrwanie. Czy poniósł po
rażkę? Zrozumiała, że przekroczyła pewną granicę. Nie dał tego
107
poznać po sobie, lecz wyczuła to po krótkim, pełnym napięcia mil
czeniu, jakiego przedtem nie było między nimi.
- Nie - odparł po chwili. - Mój pędzel nadal tkwi w mojej
prawej ręce, panno Jewell.
Posłużył się czasem terazniejszym. Nie rozumiała, co chce
przez to powiedzieć, ale o nic więcej już nie pytała. I tak posunęła
się za daleko. Tuż za wioską wziął ostry zakręt. Droga była tu tak
wąska, że koła niemal ocierały się o żywopłoty.
- Co będzie, jeśli ktoś nadjedzie z naprzeciwka?
- Ktoś musi się wtedy cofnąć. To daje lepsze rezultaty niż ro
bienie groznych min. Tutaj można się stać ekspertem w tej dzie
dzinie.
Zielone zboże chwiało się na wietrze po prawej, owce pasły się
na bardziej kamienistych ziemiach po lewej, w oddali wciąż po
jawiało się wszechobecne morze i urwiska, a w powietrzu wisiała
woń soli.
- Musi pani być bardzo dumna z syna? Jest uroczym dzie
ckiem.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem i wyraznym zadowole
niem.
- Ralf, Alleyne i Freya mówili mi kilka dni temu, jaki jest miły
i pojętny - wyjaśnił - i jak chętnie bawi się z młodszymi od siebie
dziećmi, których tu przecież nie brakuje.
- Zawsze był dobrym chłopcem. Wszystkie nauczycielki
i uczennice go lubią. Kiedy był mniejszy, myślałam, że w szkole bę
dzie mu najlepiej, ale nie może już tam dłużej pozostawać. W ciągu
ostatniego miesiąca coraz wyrazniej się o tym przekonuję, mimo że
przeraża mnie myśl, iż Joshua będzie musiał mu wyszukać szkołę
dla chłopców. - Och, panie Butler, być matką jest o wiele trudniej,
niż mogłam przypuszczać.
- Doprawdy? - Sydnam spojrzał na nią, nim skręcił w porytą
koleinami polnÄ… drogÄ™.
- Próbowałam formować go i kontrolować - podjęła - bo
wiem, co dla niego najlepsze i kim powinien się stać. Na przykład
108
usiłowałam go przekonać, że malowanie to tylko miła rozrywka.
A tymczasem on ma zamiar zarabiać w ten sposób na życie, gdy
dorośnie. Ze zdumieniem widzę, jak bardzo się ode mnie różni.
Ma własne potrzeby, marzenia, wolę. Dlaczego mnie to właściwie
zaskakuje? Przecież zawsze wiedziałam, że wiele rzeczy trzeba po
znać na własnej skórze, żeby je zrozumieć. Kiedy się nie ma włas
nych dzieci, rola ojca czy matki wydaje siÄ™ Å‚atwiejsza.
Zaśmiał się z cicha.
- Może to dobrze, że ja ich nie mam.
- Och! - Odwróciła się gwałtownie ku niemu. - yle mnie pan
zrozumiał. David jest dla mnie prawdziwym skarbem.
Poczuła się winna, że do końca dnia nie zobaczy syna. Czy do
brze się teraz bawi? Czy nie spadnie ze schodów albo z blanek?
Czy Joshua będzie go należycie pilnował? Czy nie sprawi kłopotu
swoim zachowaniem?
Sydnam Butler patrzył na nią z uśmiechem. Dlaczego on nie
ma dzieci? Czy nigdy nie zamierzał się ożenić? A może jest bez
płodny? Czy te tortury...
Jej uwagę zaprzątnęło naraz coś innego. Dwukółką stanęła
i Anne ujrzała, że teren przed nimi się obniża, tworząc obszerną
kotlinę. Na jej brzegach rosły drzewa, prócz jednego miejsca, gdzie
ścieżka przechodziła w szerszy, wysypany żwirem podjazd, wiodą
cy po drewnianym wiejskim mostku o pięciu przęsłach. Rozległe,
soczyste łąki ciągnęły się po drugiej stronie. Pasły się na nich owce.
Niektóre z nich kryły się przed słońcem w cieniu kilku starych
dębów i wiązów.
Gdzieś tu na przeciwległym zboczu powinno być niskie ogro
dzenie, pomyślała sobie. Powyżej mogła dojrzeć trawniki, grządki
z kwiatami i coś, co wyglądało na ogród różany. Ale to dom, również
na tym dalszym zboczu, przyciÄ…gnÄ…Å‚ jej uwagÄ™. Zbudowany z szarego
kamienia i niezbyt może atrakcyjny pod względem architektonicz
nym, miał trzy kondygnacje, duże okna w dwóch dolnych i małe,
kwadratowe okienka tuż pod dachem. Wyglądał solidnie i kanciasto.
Prawie połowę ścian porastał bluszcz. Okalały go drzewa.
109
Nie był to ani zwyczajny dom, ani pałac. W porównaniu z nie
zbyt odległym Glandwr wydawał się niewielki. Najlepiej pasowa
łoby do niego słowo dwór". Kotlina, w której znajdowały się dom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Archiwum
- Indeks
- McAllister Anne New York New York 02 Z miłości do dziecka
- Quinn Cari Miłość jest konieczna 02 Romans nie jest konieczny
- Claudy Conn [Shadow 02] ShadowHeart Slayer (pdf)
- Burroughs, Edgar Rice Tarzan 02 The Return of Tarzan
- Forester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 02 (cykl) Porucznik Hornblower
- Heather Rainier [Divine Creek Ranch 02 Her Gentle Giant 01] No Regrets (pdf)
- Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 02] Sunstorm (v4.0) (pdf)
- GR795. Greene Jennifer Klub bogatych kobiet 02 Pieniądze to nie wszystko
- Courtney Breazile [The Immortal Council 02] Keeping Blood (pdf)
- Bo jestem tego warta Cecily von Ziegesar
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- cyklista.xlx.pl