[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dotarli do sali aukcyjnej.
Było to pomieszczenie o niesłychanie wysokim suficie, białym i rzezbionym na wzór koronkowego
obrusa. Za oknami rozciągał się bezkresny trawnik. Na posadzce
127
. a_zJ Rozdział 13 Cl_
V2> QJ
w czarno-białą szachownicę ustawiono rzędy krzesełek. Naprzeciw nich stół
prowadzÄ…cego aukcjÄ™ z pierwszymi przedmiotami czekajÄ…cymi z boku, technicy,
którzy ustawiali ostatnie reflektory i sprawdzali mikrofony, grupki osób zajęte
rozmową, kilka hostess spowitych w bluzeczki zwiewne niczym bibułki z pralinek.
Glauco wybrał sobie skrajne miejsce w jednym z przednich rzędów, wskazując
Beatrycze i Profesorowi sąsiednie krzesła.
Usiedli ramiÄ™ przy ramieniu.
Profesor odwinÄ…Å‚ z papierka dropsa.
-
Pierwszy raz? - zwrócił się do Beatrycze, nagle poważniejąc.
-
Tak - przyznała.
Z ciekawości serce waliło jej jak oszalałe.
-
Emocjonujące doświadczenie - stwierdził Profesor. Następnie założył nogę na
nogę, nie bez trudu. Oparł na kolanach ręce, jak zawsze poplamione atramentem i
żółtym znacznikiem. - Otóż i Rosjanie - zauważył półgłosem, kierując uwagę
Beatrycze na grupkę mężczyzn w luznych marynarkach i spiczastych butach. -
Najnowsi uczestnicy wielkiej grabieży Włoch.
Dziewczyna chłonęła wszystko wzrokiem.
Wśród obecnych przeważali mężczyzni, choć nie zabrakło paru dam błyszczących od
klejnotów. W pierwszym rzędzie zauważyła jedną z nich, w białym kapelusiku z
uroczÄ… ciemnÄ… woalkÄ….
128
-
Księżna de Fontenelle - rozpoznał damę Profesor i posłał jej uśmiech, jakby
byłi starymi przyjaciółmi. - Nie opuszcza żadnej aukcji. Kiedy może sobie na to
pozwolić, stara się odkupić coś ze sprzętów, które jej małżonek wyprzedał albo
przegrał w karty, nim strzelił sobie w łeb. Och, spójrz, prowadzącym jest De Chillon z Londynu!
Beatrycze była zdumiona tym światowym obliczem Profesora. Zdziwaczały bibliofil
o okrągłych oczkach i fryzurze na pazia, wydał się jej teraz prawdziwym
uniwersyteckim profesorem. Rozglądał się dokoła ze spokojem starego bywalca,
który zna wszystko i wszystkich, i którego nic już nie jest w stanie zdziwić.
-
A spójrz tam dalej. Dwaj bankierzy! - poinformował, wykonując gest
powitania.
-
Pan pewnie często bywa na aukcjach - wydeduko-wała Beatrycze.
-
Och, nie! Dla mnie to też jest pierwszy raz - odparł z uśmiechem Profesor.
I czar, jak się narodził, tak i prysł.
Gdy wszyscy goście usiedli, prowadzący aukcję przedstawił się. Rzeczywiście, nosił
nazwisko De Chillon, ale gdy Beatrycze spytała Profesora, skąd o tym wiedział, on już interesował
siÄ™ czymÅ› innym.
Po swej lewej stronie miała Glauca, który ściskał nerwowo biały kartonik z numerem sto
dwadzieścia jeden, a na kolanach trzymał rozłożony notatnik z zapiskami.
129
-
No, już... zaczynajmy... - szepnął z wyraznym napięciem.
Na scenę wniesiono pierwszy z licytowanych przedmiotów: ceramiczną figurkę z
chłopczykiem łowiącym ryby.
De Chillon opisał ją pośpiesznie, po czym'ogłosił:
-
Cena wywoławcza pięćset euro.
I minimalna kwota przebicia: pięćdziesiąt.
Wśród publiczności uniosła się jedna dłoń, ukazując numer na białym kartoniku.
Prowadzący zauważył ją:
-
Pięćset euro, pan z numerem szesnaście.
A za chwilÄ™:
-
Pięćset pięćdziesiąt, pani z numerem sześćdziesiąt pięć! - I tak dalej, coraz
wyższe kwoty.
Przy każdym przebiciu Beatrycze starała się dojrzeć twarz oferenta. Pan z brodą, pani o płomiennie
rudych włosach, mężczyzna w prążkowanym, biało-szarym garniturze.
Od pewnego poziomu przebicia zrobiły się wolniejsze.
-
Osiemset euro po raz pierwszy... - recytował śpiewnie De Chillon. - Osiemset
euro po raz drugi... osiemset euro po raz trzeci. Sprzedano!
Nastąpił krótki aplauz, w którym Beatrycze uczestniczyła z zapałem.
Glauco siedział ze spuszczoną głową, jakby licytacja wcale go nie interesowała.
Profesor natomiast wskazywał jej kolejnych kupujących i bez przerwy komentował.
Zdawało się, że zna ich wszystkich, co do jednego.
130
Chłopiec łowiący ryby trafił do pani o płomiennych włosach. Następna pozycja,
komplet srebrnych tac, przypadła panu w prążkach.
Gdy wystawiono kolejny przedmiot, Profesor zawyrokował szeptem:
-
A to wezmie szesnastka.
I odgadł bezbłędnie.
Godziny mijały niepostrzeżenie wśród emocji, drobnych spięć, przebić, wyścigów we dwoje, we
troje, zawrotnych zwyżek cen i przeciwnie, obiektów, które wcale nie
wzbudziły zainteresowania publiczności.
Księżna de Fontenelle licytowała jedynie pozycję trzydzieści cztery, serwis obiadowy, który, na co
Profesor zwrócił uwagę Beatrycze, nosił inicjały jej rodziny. Był to jeden z wielu elementów
majątku, który usiłowała odzyskać.
Arystokratka, ze swego pierwszego rzędu, z godnością przebijała oferty aż do
czterech tysięcy euro, w zawziętym boju, który budził wśród publiczności
niewyrazne szepty. Ustąpiła niechętnie wobec uporczywości jakiegoś chińskiego
nabywcy.
-
Sprzedano panu z numerem siedemdziesiÄ…t osiem!
Tym razem nie było braw, przeciwnie, zakup był komentowany z niechęcią, aż
Beatrycze poczuła skurcz w żołądku. Mimo woli stała się świadkiem obrazliwej
sceny
Księżna posłała Chińczykowi uśmiech spod czarnej woalki, po czym bez słowa
wstała, sięgnęła po swą maleńką lakierowaną torebkę i opuściła salę.
131
Rozdział 13
-
Teraz my... - szepnął w tej samej chwili Glauco, wytężając uwagę.
Prowadzący stuknął lekko młotkiem w blat, żeby uciszyć szmer, który odprowadził
księżną do wyjścia, i zapowiedział kolejny obiekt.
-
Szesnasty wiek, w doskonałym stanie, autora nieznanego. Tytuł: Des pois au
lart, cum commento, Groszek na boczku, z komentarzem. Cena wywoławcza...
Ale Glauco już podniósł swój biały kartonik.
-
Tysiąc euro, pan z numerem sto dwadzieścia jeden!
-
Brawo, wujku! - szepnęła mu Beatrycze.
Nastąpiła chwila ciszy.
Po czym pan z drugiego końca sali uniósł swój kartonik.
Profesor przymknął oczy w zamyśleniu.
I rozpoczęła się bitwa.
Początkowo licytacja była dosyć urozmaicona. Pomiędzy Glauca a tajemniczego
bibliofila wtrąciło się jeszcze dwóch, może trzech kolekcjonerów, którzy jednak
ustąpili, gdy tylko cena sięgnęła ośmiu tysięcy euro. W rytmie przebić po dwieście euro dwaj
przeciwnicy prędko dotarli do dziesięciu tysięcy.
Publiczność zaczęła szemrać, zelektryzowana.
Kto to taki, ten drugi chętny do zakupu?
-
Dziesięć tysięcy po raz pierwszy, dziesięć tysięcy po raz drugi... - zawodził
prowadzÄ…cy, wskazujÄ…c na Glauca, ale nie spuszczajÄ…c oka z drugiego oferenta. -
Dziesięć tysięcy...
132
_zJ Atak z odsłony _e .
cs
ej
-
Dwanaście tysięcy! - przebił konkurent.
-
Nie jest tyle warta - ostrzegł Profesor, wychylając się przed Beatrycze, by
położyć rękę na kolanie Glauca.
Beatrycze z podniecenia brakło tchu. Spojrzała najpierw na wuja, potem na Profesora.
Także jej ta kwota wydawała się niedorzeczna.
Obróciła się na krześle, by spojrzeć na drugiego licytującego. Z mnóstwa twarzy
wyłowiła tę jedną, bladą należącą do młodego mężczyzny ze spiczastą bródką i
dwoma długimi, skręconymi spiralnie pejsami, które opadały mu przed uszy Siedział
w głębi, w ostatnim rzędzie.
Glauco zacisnął zęby.
Zaczął się pocić, czoło perliło się tysiącem maleńkich kropelek.
-
Dwanaście tysięcy po raz pierwszy... dwanaście tysięcy po raz drugi...
Prowadzący aukcję wziął długi wdech.
Uniósł młotek.
Glauco pospiesznie wysunął swój kartonik.
-
Trzynaście tysięcy! - wykrzyknął.
Gdzieś na sali zabrzmiały pojedyncze brawa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •